W miejscu, gdzie urodziła się sługa Boża Rozalia Celakówna, ktoś wbił pal, a na nim zawiesił obraz Chrystusa Króla. Przyjeżdżają pielgrzymi z całej Polski. Również ci od ks. Natanka
Rozalia już w Jachówce nie mieszka. Spakowała dobytek w tekturową walizkę i zeszła ścieżką na drogę, gdzie czekała furmanka. Pojechała do Suchej Beskidzkiej, a stamtąd pociągiem do Krakowa. Poszczęściło się wiejskiej dziewczynie, pielęgniarką w szpitalu została. Było to jeszcze przed II wojną światową.
Stefania również tą ścieżką schodziła, tylko że już po wojnie. Raz nawet znosili ją tędy na noszach i myślała, że schodzi na drugi świat. Później wzbiła się w niebo samolotem wojskowym – bujało, szarpało. Aż wreszcie wylądowali w Krakowie i na blok operacyjny zawieźli. Pielęgniarki Rozalii tam nie było, ale to ona uratowała Stefanię.
Przystanek
Droga przez Jachówkę jest kręta. Po jednej i drugiej stronie pobocza wyrastają góry. Na nich domy i lasy. Niedawno były domy i pola. Teraz mało kto gospodarzy, więc ściana lasu przybliża się do drogi. Żaden tam piękny drzewostan, głównie samosiejki. Wraz z drzewami przybliżyły się sarny, jelenie i dziki. Dla niespełna tysiąca mieszkańców to prawdziwe oblężenie.
Jachówka ma kościół, bibliotekę i kilka sklepów spożywczych. Ludzie nie sieją, to do sklepu często zaglądają. Jest i przystanek autobusowy, a na nim ogłoszenia, np. „Sprzedam dwumiesięczne cielę, czerwonobiałe”. Jest i nowocześniej: „Do sprzedania yorki miniaturki – po małych i ładnych rodzicach. Odrobaczone i zaszczepione, posiadają książeczki zdrowia. Tata 1,1 kg, mama 1,6 kg”.
Za przystankiem z ogłoszeniami jest stroma ścieżka, którą kiedyś schodziła Rozalia i którędy znosili Stefanię.
Miłosierdzie łatwiejsze od królowania
Wysoko mieszkają Stefania i Henryk Strączkowie. Wyżej już tylko młody las, co schodzi polami. Gospodyni za głowę się chwyta na myśl, że z grobów mieliby powstać ojcowie i spojrzeć tam, gdzie kiedyś rosły pszenica, owies, żyto. Ale nic na to nie poradzi, młodzi w ziemi zarobku nie szukają, tak jak Strączkowie, gdy byli młodzi.
Staruszkowie siedzą pod świętymi obrazami w stuletniej izbie. Z biblioteczki wyziera książka o słudze Bożej Rozalii Celakównie. Czyta Stefania, rzadziej Henryk. Nie potrzebuje on książki, skoro widywał Rozalię – a to przy żniwach i wykopkach, a to przez płot na ławeczce w ogrodzie. Przyjeżdżała z Krakowa, żeby pomóc matce, ojcu i licznemu rodzeństwu. Zawsze z powrotem jakiegoś sera zabrała, jajek i kurę. Skromna, uśmiechnięta, bardzo zapracowana, zwyczajna. Dopiero po jej śmierci w 1944 roku mówiło się we wsi, że Chrystus prosił ją, żeby pomogła Mu zostać królem. Ale mało kto rozumiał tę prośbę. I tak jest tutaj do dziś.
Dzięki książce Stefania wie więcej niż przeciętny mieszkaniec Jachówki. Przyznaje jednak, że przesłanie sąsiadki zapisane w krótkich notatkach jest trudniejsze od przesłania św. Faustyny zapisanego w dzienniczku. Miłosierdzie Boże wydaje jej się prostsze niż królowanie Chrystusa.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się