Klimatyczne powidła

Możliwe, że nasz jednostkowy wpływ na klimat jest bliski zeru. Jednocześnie polityka klimatyczna niesie ze sobą ogromne koszty, które niestety często przenoszone są na mniej zamożnych. Nie chodzi jednak o to, aby całkiem wyrzucić ją do kosza, tylko walczyć o to, aby była bardziej sprawiedliwa.

Powidła już usmażone. Na krzakach dojrzewają jeżyny, a na polach kwitną nawłoć i wrotycz. Choć to dopiero początek sierpnia, znaki na niebie i ziemi wskazują, że powoli zbliżamy się do jesieni. Szybko. Kiedyś przyroda na tym etapie była dopiero gdzieś w okolicy Wniebowzięcia, czyli jak to się w Polsce mówi – na Matki Boskiej Zielnej. Jesteśmy więc jakieś dwa tygodnie do przodu, co oznacza, że za nami cieplejszy niż zwykle rok. 

Jednocześnie jednak słucham utyskiwań, że w tym roku to ani ciepłej wiosny, ani ciepłego lata, w ogóle nie było. W przestrzeni internetowej można odnaleźć sporo wpisów, które kpią z globalnego ocieplenia czy z nakrętek od butelek, których nie da się oderwać (i które zdaniem prześmiewców zadziałały). Nadbałtycka turystyka grzmi, że tak złego sezonu nie było od dawna.  

Pojawia się zatem pytanie: o co chodzi? Jak tak naprawdę jest z pogodą w tym roku? Choć zwykle staram się bacznie obserwować przyrodę, która jest naprawdę niezłym papierkiem lakmusowym aury, lubię także zajrzeć w „twardsze” dane. Co w nich widzę? Za nami bezśnieżna, raczej ciepła zima (za wyjątkiem lutego), sucha i ciepła wiosna (za wyjątkiem maja), i lato w normie wieloletniej, jeśli przeanalizować temperaturę i opady. No, może tego deszczu miejscami spadło w lipcu nieco więcej niż w ostatnich latach (o czym za chwilę), co też związane było z mniejszym nasłonecznieniem. Może to właśnie zachmurzone niebo wpłynęło na naszą percepcję temperatury, bo wbrew powszechnej opinii za nami lipiec, który nijak nie odbiegał od normy wieloletniej. Ba, gdyby porównać go do średniej nie z lat 1990-2020, ale nieco wcześniejszego okresu (powiedzmy 1970-2020), to był miesiącem nawet nieco cieplejszym od normy. 

Przyroda zatem nie kłamie, jeśli tylko bliżej się jej przyjrzeć. Wygląda jednak na to, że za sprawą ostatniej dekady, w której zanotowaliśmy rekordowe pomiary temperatur, nasze wyobrażenie o tym, jak powinno wyglądać lato, uległo zmianie. Jeszcze 20 lat temu opowieść o „wyjątkowym zimnym lecie AD2025” nikomu prawdopodobnie nie przyszłaby do głowy. 

Jednocześnie w ostatnich tygodniach zanotowaliśmy dwukrotne przejście niżu genueńskiego, który w Polsce historycznie powodował powodzie (ostatnia z nich miała miejsce niecały rok temu). Może i lipiec jest najbardziej deszczowym miesiącem w naszym kraju, ale jednak skala punktowych opadów powodujących powodzie błyskawiczne, jak również kilka „epizodów” gradowych, prowokują do refleksji. Wystarczy spojrzeć nieco na południe, by zobaczyć, że rekordowo ciepłe na tym etapie Morze Śródziemne solidnie dezorganizuje pogodę na całym Starym Kontynencie. Do tego stopnia, że w północnych Włoszech spadł śnieg. Jakby tego było mało, w najbliższych dniach przez Europę Zachodnią i Skandynawię przejdzie sztorm, który zwykle o tej porze roku się nie pojawiał (klimatycznie to dopiero „melodia” późnej jesieni).  

Choć niektórzy patrząc na termometry mogą wyśmiewać ocieplenie klimatu, to w gruncie rzeczy naprawdę trudno nie dostrzec, że jesteśmy świadkami solidnych zmian. Mogą mieć ono zupełnie nieoczywiste skutki, jak choćby osłabienie Prądu Zatokowego i … wyraźne ochłodzenie w Europie Północnej, a nawet w Polsce. Zresztą już od kilku lat widać bardzo wyraźne zmiany w pogodzie. Bezśnieżne zimy, suche wiosny, chłodne maje czy fale saharyjskich upałów przeplatane ekstremalnymi burzami. Wzorce pogodowe, które część z nas pamięta z dzieciństwa jeszcze w XX wieku, odeszły w niepamięć.

Co jednak najbardziej niepokojące, Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku, to tempo tych zmian, a po drugie – ich społeczne skutki. Kiedy bowiem u nas „chłodniejsze” lato, na Bliskim Wschodzie notowane są rekordowe upały i problemy z dostępnością wody. To z kolei musi przełożyć się na ceny żywności, głód, społeczne niepokoje i, czego absolutnie nie da się wykluczyć, masowe migracje. 

Możliwe, że nasz jednostkowy wpływ na klimat jest bliski zeru. Jednocześnie polityka klimatyczna niesie ze sobą ogromne koszty, które niestety często przenoszone są na mniej zamożnych. Nie chodzi jednak o to, aby całkiem wyrzucić ją do kosza, tylko walczyć o to, aby była bardziej sprawiedliwa. Można oczywiście przymykać oczy na owocujące węgierki czy pola kwitnące wrotyczem już na przełomie lipca i sierpnia. Albo na błyskawiczne powodzie zalewające polskie miasteczka. Można udawać, że w pogodzie wszystko jest jak za dawnych lat. Obawiam się jednak (a nawet mam pewność), że to nie sprawi, iż wszystko wróci do normy. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Kędzierski Marcin Kędzierski Adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członek Polskiej Sieci Ekonomii, współzałożyciel Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Prywatnie mąż i ojciec sześciorga dzieci.