Tischner

Tischnerem albo się jest albo nie. To pierwsze zdarza się jednak tylko raz.

Jakiś miesiąc temu, mniej więcej w 25. rocznicę śmierci ks. prof. Józefa Tischnera, otrzymałem z Wydawnictwa Znak książkę „Tischner. Rozmowy z Mistrzem”. Pozycja pod redakcją Wojciecha Bonowicza zawiera wybór z wywiadów, których Tischner udzielił w latach 90. XX wieku. Zajrzałem do środka i… odżyły wspomnienia. Jeden z wywiadów bowiem jest owocem „wyprawy” do Krakowa, którą w czasach studenckich odbyłem wraz z moimi kolegami. Chcieliśmy po prostu pogadać z profesorami filozofii z Krakowa i skonfrontować ich poglądy z tym, czego uczyli nas profesorowie w Lublinie. Oczywiście, pierwszym kandydatem do takiej konfrontacji był Tischner. Gdy znajdowaliśmy się na schodach w drodze do jego mieszkania, otworzył drzwi i zawołał: „Macie na mnie granaty?... Nie?... No to chodźcie!”

Rozpoczęła się kilkugodzinna pasjonująca rozmowa. Raz się z nami kłócił, raz czarował, innym razem zdawało się, że wspólnie dokonaliśmy „wglądu w istotę” – cały Tischner. Gdy go zapytałem, jak z gąszczu różnych filozofii, wybrać tę, której warto się uczyć i którą warto uprawiać, odpowiedział, że to nie my wybieramy filozofię, ale ona wybiera nas. Gdy z kolei zapytałem, czym jest filozofia chrześcijańska, o której tyle mówił, odpowiedział, że nie wie, bo jej jeszcze nie ma, ale ma nadzieję, że będzie. Tischner, odpowiadając na pytania, nieraz zmieniał temat lub wyciągał z rękawa zaskakujące metafory czy góralskie powiedzenia. Nie odebraliśmy tego jednak jako przejaw niekompetencji lub lekceważenia. Przeciwnie. Oto pojawił się przed nami barwny człowiek „w żywiole dramatu” – człowiek, który poważny spór potrafi przemienić w żart. Gdy doszło do zaognienia w dyskusji, zaczął bronić się dowcipem. Wtedy wszyscy zaczęliśmy się śmiać i w atmosferze śmiechu rozstaliśmy się jak starzy, dobrzy znajomi. 

Nie można zrozumieć filozofii Tischnera bez jego osobowości. Zostawił po sobie wiele różnych książek, ale ich istota tkwi w tym, kim i jaki on sam był. Żył w dialogu, rozmowie, często w sporze. Fascynowali go (ideowo) inni, natomiast nieraz lubił bezkompromisowo polemizować z tymi, których wypadało uznawać za swoich. Był dialogicznym indywidualistą. Obce mu były schematy, kanoniczne reguły dedukcyjne, intelektualne ograniczenia. Jak powiadał, interesował go dramat ludzkiego życia, a nie jego scena. A dramat to spotkanie z Drugim, które nie wiadomo, jak się potoczy. Dlatego jego filozofia miała więcej z literatury niż z logiki. I dlatego jego filozofia – a raczej on, który ją po swojemu wykładał – miała wielu fascynatów. Znam księdza, który w młodości po wysłuchaniu wykładu Tischnera, rzucił dotychczasowe studia i wstąpił do seminarium. Znam też ateistę, który zawsze chodził na jego kazania. Zapytałem, dlaczego (przecież go nie nawróciły). Odpowiedział: „bo jak Tischner zaczynał mówić, to nie wiedziałem, jak skończy… i w napięciu czekałem”.

Gdy czytałem wywiady z Tischnerem z lat 90., miałem wrażenie, że w polityce wszystko się powtarza, a w filozofii wszystko jest nowe. Spór o wartości chrześcijańskie, o prawicę katolicką, o religię w szkole, o aborcję itp. – „wieczny powrót”. Tischner słusznie studził tu zapalczywość rodzimych polityków chrześcijańskich. Pomylił się jednak w swej wizji polityki wolnej od walki światopoglądowej. Ćwierćwiecze po jego śmierci wizję tę sfalsyfikowało. Jeśli zaś chodzi o filozofię, to Tischner pomylił się, stawiając przed nami alternatywę: albo tomizm (który ostro krytykował), albo filozofia dialogu (którą po swojemu rozwijał). Niestety, dziś mało kto (spośród polskich filozofów akademickich) przyznaje się do pierwszej lub do drugiej filozofii. W ćwierćwieczu po śmierci Tischnera stopniowo zapanowała w Polsce filozofia analityczna. Dlaczego? To temat na odrębny tekst. Czy dobrze? Sądzę, że tak, chyba że będziemy uprawiać tomizm lub dialogizm analityczny. Natomiast jeśli chodzi o filozofię Tischnera, jedno jest pewne: nie da się jej kontynuować ani naśladować. Po prostu: Tischnerem albo się jest albo nie. To pierwsze zdarza się jednak tylko raz

Tischner próbował w swym powołaniu łączyć filozofię akademicką, duszpasterstwo i publicystykę. Te wszystkie trzy działy przenikały się wzajemnie, co z jednej strony dawało oryginalny efekt końcowy, a z drugiej strony budziło krytykę za zbyt duszpasterską czy publicystyczną filozofię lub za zbyt filozoficzną publicystykę. W mojej opinii najwięcej na tej syntezie skorzystało duszpasterstwo.

Tischner był jednym z najciekawszych polskich myślicieli religijnych XX wieku. Z przywołanego tu zbioru wywiadów – w którym świetnie wyróżniono drukiem (wypowiedziane niejako mimochodem) Tischnerowskie aforyzmy – najlepiej wypadł właśnie religijny wywiad „O Wcieleniu”. Tischner sugestywnie rozwija w nim chrześcijańską teologię ciała. M.in. mówi – za co mógłby dostać dziś po głowie – że kiedyś (przynajmniej u górali) „wiadomo było, co miał robić chłop, a co baba”. W naszych czasach została jednak zapoznana (komplementarna i ubogacająca) dialogiczność ciała ujawniająca się poprzez płeć. W efekcie „główny spór między Kościołem a światem współczesnym w sprawie cielesności polega na tym, że Kościół jest bardziej i głębiej cielesny niż świat. Świat jest pozornie uduchowiony.”

Na koniec odpowiedź Tischnera na pytanie, dlaczego właściwe Bóg wcielił się w człowieka. „Myślę, że z zazdrości. (…) Również o ciało. Przeszedł przez całą historię ludzkiego ciała. Jeśli Bóg nie miałby ucha, to nie słyszałby dźwięków. Oczywiście, On może wiedzieć, jaka jest partytura, ale co innego znać partyturę, a co innego słyszeć dźwięk. Aby słyszeć dźwięk, Bóg musiał stać się człowiekiem”.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak Jacek Wojtysiak Nauczyciel akademicki, profesor filozofii, kierownik Katedry Teorii Poznania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Autor licznych artykułów i książek, w tym podręczników i innych tekstów popularyzujących filozofię. Stały felietonista portalu internetowego „Gościa Niedzielnego”. Z pasją debatuje o Bogu i religii z wierzącymi, poszukującymi i ateistami. Lubi wędrować po stronach Biblii i po ścieżkach Starego Gaju. Prywatnie: mąż Małgorzaty oraz ojciec Jonasza i Samuela. Ostatnio – wraz z Piotrem Sachą – opublikował książkę „Bóg na logikę. Rozmowy o wierze w zasięgu rozumu”.