Jeszcze rok temu było ich pięciuset. Dziś już, niestety, zostało trzystu. Ilu będzie za rok?
Powstańcy warszawscy odchodzą, to nieuniknione. Odchodzą bohaterzy, ludzie wielcy, piękni, którzy poświęcili swoją młodość za wolną młodość przyszłych pokoleń. To, co możemy i musimy robić, to towarzyszyć, wspierać, i traktować ich z największym szacunkiem. Być obok w momentach ważnych. Obserwować i uczyć się miłości do Polski.
Przez wiele, wiele lat takim momentem, bardzo szczególnym, był koncert 1 sierpnia „(Nie)zakazane piosenki” na warszawskim placu Piłsudskiego. Były piękny chór, świetne aranżacje, cudowna atmosfera. Ale to oni, powstańcy, byli tam najważniejsi. Coraz starsi, fizycznie coraz bardziej niedołężni, a nadal fantastyczni i młodzi duchem. To było wyjątkowe spotkanie: oni, my i pieśni, które im wówczas towarzyszyły. Piękne koncerty w fenomenalny sposób prowadził Tomek Wolny. Czuł to w sposób wręcz namacalny. Powstańcy też to czuli, uczestnicząc w koncercie – w miarę słabnących sił.
I oto rok temu, po zmianie władzy w TVP, Tomek Wolny został arbitralnie czy raczej absurdalnie odsunięty od koncertu. Bo się komuś tak zechciało zdecydować. Więc zdecydował. Koncert odbył się bez Tomka Wolnego i… to nie było już to. Delikatnie mówiąc. Nowy prowadzący, choć pewnie i się starał, wypadł żenująco. A całość ani nie miała ducha, ani nie była nawet w części tak wzruszająca i piękna, jak powinna być. Bolało. Odczuli to słuchacze. Odczuli to, mocno i boleśnie, powstańcy. W tym roku zatem wystosowali pismo, prośbę do władz TVP, ale i do Muzeum Powstania Warszawskiego, by tegoroczny koncert poprowadził znów Tomek Wolny. „My, żyjący weterani Powstania Warszawskiego – żołnierze, sanitariuszki, łączniczki, ostatni naoczni świadkowie czasów hekatomby II Wojny Światowej – zwracamy się z prośbą o wysłuchanie naszej woli, aby kolejny uroczysty koncert WARSZAWIACY ŚPIEWAJĄ (NIE)ZAKAZANE PIOSENKI (…) poprowadził pan Tomasz Wolny, dziennikarz, harcerz, wolontariusz, ale nade wszystko nasz wieloletni, niezawodny druh i przyjaciel, a dla wielu z nas niemal przybrany wnuk. Człowiek obecny wśród nas w chwilach radosnych i trudnych; empatyczny słuchacz, uczeń i wierny emisariusz, i apologeta naszej misji. Misji mającej na celu zachowanie pamięci i popularyzację wśród młodzieży wolnościowego zrywu Warszawy w sierpniu 1944 roku. (…) Uważamy przy tym, że nasz głos winien być wzięty pod uwagę i w tym niezwykle wzruszającym i przywołującym krwawe wspomnienia pierwszym dniu sierpnia koncert dziś już tych niezakazanych piosenek, z którymi ponad 80 lat temu szli do walki o wolną Polskę Powstańcy Warszawscy, powinien być prowadzony przez osobę, która położyła przysłowiowe serce dla nas i dla pamięci naszych koleżanek i kolegów poległych w powstańczym zrywie (…)”.
Petycja, podpisana przez fantastycznych patriotów – powstańców warszawskich – wywołała wielki szum w sieci. Bardzo wielu zwykłych Polaków pisało i komentowało podobnie: Wolny musi znów prowadzić koncert. Jednak petycja pozostała bez (przynajmniej do czasu oddania tego numeru do druku) odpowiedzi. Arogancja, cisza…
A przecież to powstańcy są tu najważniejsi! Nie prymitywne rozgrywki, nie głupawe przepychanki polityczne. Koncert powinien być prowadzony przez tego, kto jest im bliski – a jednocześnie profesjonalny. Jest to o tyle łatwe, że – jak napisał Tomek Wolny – on jest do dyspozycji, a nie wiążą go żadne umowy z konkurencyjnymi stacjami: „Jestem do dyspozycji, dla mnie wola Powstańców to świętość, zero dyskusji, zero niuansowania”.
Ich powstańcza, skromna prośba powinna być dla nas wszystkich absolutnym rozkazem! Tyle naprawdę możemy…
Agata Puścikowska
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 redaktor warszawskiej edycji GN, od 2011 dziennikarz działu „Polska” w GN. Autorka kilku książek, m.in. „Wojennych sióstr” oraz „Święci 1944. Będziesz miłował”.