Czy zachowanie przykazań jest trudne?
Czy zachowanie przykazań jest trudne? To pytanie, bardziej lub mniej świadomie, stawia dziś sobie wielu ludzi. Wśród nich ci, którzy Boga odrzucili. Dla nich przykazania często mają ciężar kuli z ołowiu i są nie do udźwignięcia. Są zniewoleniem, na które nie godzi się ich wolny duch. Tak przynajmniej często deklarują, usprawiedliwiając odejście od Pana. Ale czy tak jest naprawdę?
Ten problem rozjaśnia wybrany na dzisiejszą niedzielę fragment Księgi Powtórzonego Prawa. Mojżesz, przed wejściem Izraela do Ziemi Obiecanej, przypomina narodowi, że Bóg nie obiecał swojego błogosławieństwa bezwarunkowo. Lud zawarł z Nim przymierze. Pan dotrzyma swoich zobowiązań, o ile lud będzie przestrzegał Bożego prawa, do czego się zobowiązał. W tym kontekście Mojżesz mówi, że dane Izraelitom przez Pana prawo „nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem”. Nie muszą niczego odkrywać, nie muszą tego prawa się uczyć, jak czegoś, czego dotąd nie znali. To ustanowione przez Boga na Synaju prawo jest tak naprawdę „na twych ustach i w sercu”. Dziś powiedzielibyśmy raczej: w twoim sumieniu. To jest prawo, które jest potwierdzeniem tego, co człowiek uważa za dobre i czego rzeczywiście pragnie.
Natura ludzka od tamtych czasów się nie zmieniła. Mamy to samo wyczucie dobra i zła i ciągle dane przez Boga prawo potwierdza te nasze intuicje. W żadnym wypadku nas nie niewoli. Raczej jest drogowskazem, jak nie zabrnąć w ślepy zaułek ulegania swoim egoistycznym kaprysom. Sęk w tym, że „rozkapryszonemu” człowiekowi przestrzeganie przykazań może przychodzić trudno. Dokładnej należałoby powiedzieć: człowiekowi obciążanemu wadami. Częste pozwalanie sobie na uleganie złu z czasem powoduje, że staje się ono nawykiem i wtedy wybór dobra może być trudny. Dla człowieka cnotliwego natomiast jest to wybór oczywisty, łatwy, naturalny. I jeśli nawet wymaga jakiegoś wysiłku, to takiego, który przynosi radość i pokój serca. Rozwijajmy więc w sobie cnoty: roztropność, umiarkowanie, sprawiedliwość, męstwo i inne...
Andrzej Macura W I czytaniu