24 czerwca Iran, Izrael i Stany Zjednoczone ogłosiły koniec 12-dniowej wojny. Decydujące okazały się militarne zaangażowanie USA oraz późniejsza akcja dyplomatyczna Donalda Trumpa.
Donald Trump przeżywa właśnie największe chwile tryumfu w polityce zagranicznej od początku drugiej kadencji. Po fiasku obietnicy zaprowadzenia „w 100 dni” pokoju na Ukrainie oraz niezdolności powstrzymania ludobójstwa w Strefie Gazy, tym razem skutecznie zmusił Izrael i Iran do zawarcia pokoju. Prezydent nie szczędzi sobie pochwał w mediach społecznościowych, podkreślając swoją centralną rolę w zakończeniu wojny: „Izrael i Iran przyszli do mnie prawie w jednym czasie i powiedzieli »POKÓJ!« i wiedziałem, że to ten moment. Świat i Bliski Wschód są prawdziwymi ZWYCIĘZCAMI!”. Ze strony najbardziej oddanych sojuszników z Partii Republikańskiej (jak republikański kongresman Buddy Carter) pojawiły się wezwania do nagrodzenia Trumpa… pokojowym Noblem. Zanim jednak Stany Zjednoczone skutecznie odegrały rolę pośrednika w porozumieniu, 22 czerwca amerykańskie bomby spadły na podziemne instalacje w Fordow, Natanz i Isfahan, gdzie Iran rozwijał swój program nuklearny. Stany Zjednoczone 9 dni ociągały się z wystąpieniem po stronie Izraela w operacji pn. „Wschodzący lew” (zaczęła się 13 czerwca). W Białym Domu nie było w tej kwestii jednomyślności, wahał się także sam Trump. Co ostatecznie przeważało za interwencją militarną i jakie to będzie miało konsekwencje dla Stanów Zjednoczonych?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł