Pierwsze czytanie tej niedzieli to fragment proroctwa ostatniego rozdziału Księgi Izajasza.
Pierwsze czytanie tej niedzieli to fragment proroctwa ostatniego rozdziału Księgi Izajasza. Powstał on pod koniec niewoli babilońskiej albo w pierwszych, trudnych latach wolności reszty Izraela. Atmosferę tamtego czasu można opisać słowem „ambiwalencja”. Radości z tego, że zrządzeniem Bożym czas niewoli się skończył i można wracać do ojczyzny, towarzyszyły niepewność i frustracja. Wygnańcy w ciągu kilkudziesięciu lat zdążyli jakoś zorganizować życie na obczyźnie. Powrót oznaczał porzucenie wszystkiego, co zbudowali. Na dodatek w dawnej ojczyźnie nie czekano na nich z otwartymi ramionami. Wręcz przeciwnie. Tymczasem trzeba było mieć gdzie i z czego żyć. I jednocześnie odbudowywać zarówno mury Jerozolimy, jak i jej największą świętość – świątynię. Ta ostatnia, gdy w końcu powstała, dla wielu stała się powodem nie radości, lecz płaczu, bo licho i niepozornie przedstawiała się wobec tej, którą wieki wcześniej zbudował Salomon, a o której opowiadali im ojcowie. W tym właśnie kontekście trzeba interpretować pierwsze czytanie: jako pocieszenie zawiedzionych powrotem do ojczyzny.
Co, wzywając do radości, zapowiada dla Jerozolimy i całej reszty Izraela prorok? Pokój jak rzekę, czyli stały, mocny, pewny. I chwałę: cześć, jaką będą oddawać Jerozolimie obce narody. A wszystko to za sprawą Boga, który w ten sposób rozraduje, ożywi i wzmocni swój lud. Proroctwo to spełniło się jednak inaczej, niż oczekiwali Żydzi. Obietnicę pokoju dla Jerozolimy spełnił Jezus, który swoim uczniom przyniósł pokój inny niż ten, który może dać świat – pokój prawdziwy, bo płynący ze świadomości, że dom dzieci Boga jest w niebie. A jak objawia się zapowiedziana chwała Jerozolimy? Miliardy ludzi na całym świecie co roku wspominają, co stało się dwa tysiące lat temu w Jerozolimie: zabity na krzyżu Jezus Chrystus zmartwychwstał. I przyniósł wierzącym w Niego nadzieję zmartwychwstania oraz życia wiecznego.
My czasami też czujemy się zawiedzeni Panem Bogiem. Że to wszystko, co obiecał Kościołowi, jakieś liche, mało efektowne, a drogi naszych starań pełne wybojów i wykrotów. Nie należy jednak się martwić. Tak widać, do czasu paruzji, musi być.
Andrzej Macura W I czytaniu