Jeśli katolicy zagłuszają w sobie Prawo Boże, to prawo ludzkie staje się coraz bardziej nieludzkie.
Czerwiec w Kościele katolickim to czas wyjątkowy – miesiąc codziennych nabożeństw do Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz uroczystości Bożego Ciała z jej procesjami w oktawie. Wychodzimy z Najświętszym Sakramentem na ulice, by publicznie oddać cześć Bogu. Trudno pozbyć się wrażenia, że właśnie dlatego czerwiec jest także tzw. miesiącem dumy dla społeczności LGBTQ+, która manifestuje wartości przeciwne chrześcijaństwu. W tym roku w warszawskiej „paradzie równości” sataniści brali udział w sposób jawny, niosąc transparent z hasłem: „Szatan nie wyklucza”, a jeden z członków tej grupy przebrany był za demona aborcji – na głowie miał rogi zrobione z przedstawienia dziecięcych nóżek, które wyrastały z masy sugerującej zmasakrowane ciało. Czy była to prowokacja mająca na celu zbadanie naszych reakcji? A zatem jakie one są? Czy niektórzy katolicy dalej będą się upierać, że społeczność LGBTQ+ to ruch, który powinien być częścią Kościoła?
Jeśli ktoś na co dzień nie dostrzega różnicy cywilizacyjnej, to ma szansę ją zobaczyć, porównując obrazy z polskiej ulicy w czerwcu. Nie wszystko jednak widać! Papież Benedykt XVI napisał kiedyś: „Wraz z legalizacją »małżeństw homoseksualnych« w szesnastu państwach europejskich kwestia małżeństwa i rodziny nabrała nowego wymiaru, którego nie można pominąć. Świadczy to o deformacji sumienia, która najwyraźniej sięga głęboko w kręgi katolików”. Granica cywilizacyjna przechodzi przez nasze serca. Jeśli katolicy zagłuszają w sobie Prawo Boże, to prawo ludzkie staje się coraz bardziej… nieludzkie – pojawiają się możliwość dokonania aborcji gwarantowana przez konstytucję, legalizacja eutanazji, małżeństwa homoseksualne i wszystko, czego pragnie tęczowa społeczność. Jak pisał ks. prof. Szymik, inspirowany kard. Ratzingerem, „granica przebiegająca między cywilizacją a barbarzyństwem jest wyraźna, choć wąska jak grzbiet katechizmu”.