Wspólna władza

Od Boga mamy władzę, którą będziemy wykonywać.

Wybory to dla jednych okazja do zamanifestowania sympatii, czasami wręcz fascynacji politycznych, dla innych – do odreagowania irytacji i antypatii. Nawet gdybyśmy tego rodzaju motywy ujęli bardziej uroczyście (na przykład, że wybory to możliwość oceny władzy zgodnie z naszymi odczuciami, powierzenia władzy tym, którzy budzą nasze zaufanie czy choćby – dania wyrazu pragnieniom, które żywimy wobec państwa i życia publicznego) – byłoby to ciągle dalekie od właściwego sensu tego aktu. Wybory to nie kwestia prywatnych emocji czy subiektywnych ocen, nawet najbardziej uzasadnionych.

Jan Paweł II w Centesimus annus (art. 44), nawiązując do Leona XIII, uczył, że „konieczna jest zdrowa teoria państwa”. Świadomość tego, że państwo jest koniecznym warunkiem zrealizowania w pełni możliwości życia ludzi i narodów, więc że „władza publiczna, jako taka, pochodzi od samego Boga”. Rządzący muszą służyć dobru wspólnemu w poczuciu stałej odpowiedzialności przed Bogiem (por. Immortale Dei). Dotyczy nas wszystkich, gdy wykonujemy suwerenną władzę w głosowaniu powszechnym. Wykonując tę władzę – przesądzamy o losie Polski.

Ta nauka katolickiego Magisterium nie jest żadną moralnie wysublimowaną abstrakcją. Jest powszechną prawdą, potwierdzoną również w Konstytucji Rzeczypospolitej. To konstytucja stwierdza, że to my, ogół obywateli, sprawujemy suwerenną władzę (art. 4), i że (choć nie wszyscy, to) miliony Polaków ustanowiły tę konstytucję „w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem”.

Niezależnie więc od potocznych (a odziedziczonych głównie po czasach PRL-owskiego odobywatelnienia) wyobrażeń, że władza to kwestia tych „na górze”, na co nie mają wpływu „ci na dole” – wybory to dzień, kiedy politycy muszą czekać na decyzję społeczeństwa. A decyzję tę podejmujemy wszyscy, nawet ci, którzy nie głosując, aprobują z góry każdy wynik wyborów.

– Ale przecież pojedynczy głos „niewiele znaczy”.

– Owszem, ale właśnie dlatego, że znaczy każdy – również miliony innych.

O czym zdecydujemy w tym roku? O czym będziemy rozstrzygać w tych wyborach? Co jest najważniejsze dla przyszłości Polski?

Przede wszystkim samo zachowanie suwerennej władzy Rzeczypospolitej. Wprawdzie konstytucja stwierdza, że to ona (a nie żadne regulacje i instytucje zagraniczne) „jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej”, wprawdzie zasada ta została jednoznacznie potwierdzona przez Trybunał Konstytucyjny wiele lat temu, w momencie (!) wchodzenia Polski do Unii Europejskiej – jednak ciągle jest podważana i kwestionowana nie tylko za granicą, ale i w kraju, przez tych, którzy nie chcą podlegać decyzjom innych Polaków. Państwo polskie, więc my wszyscy, wykonując jego suwerenną władzę, aby tę zasadę utwierdzić, musi ją stale potwierdzać.

Będziemy decydować o samym trwaniu Polski, bo od wielu lat doświadczamy katastrofy demograficznej. Bez zastępowalności pokoleń Polska będzie coraz mniej kontrolować swój los, nie będzie w stanie rozwijać się gospodarczo i w końcu straci swą tożsamość społeczną. Na szczęście są środowiska, których katastrofa nie dotknęła. To przede wszystkim rodziny chrześcijańskie. Im więcej ich będzie, tym skuteczniej katastrofę odeprzemy. Rzeczpospolita musi stać po stronie wiernej, trwałej i nastawionej na rodzicielstwo rodziny.

Musimy wreszcie przywrócić autorytet instytucji Rzeczypospolitej. Państwo Polskie nie może być postawem sukna rozdzieranym przez partyjne i grupowe interesy. Pozbawione autorytetu państwo nie jest w stanie skutecznie realizować dobra wspólnego narodu.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marek Jurek