Debata trzech telewizji (w tym jednej w likwidacji). Kto wygrał? Kto stracił?

To była ostatnia z debat przed I turą wyborów. Najdłuższa. Nie najciekawsza. Ale przyniosła kilka zaskoczeń.

Wojciech Teister Wojciech Teister

|

13.05.2025 10:27 GOSC.PL

dodane 13.05.2025 10:27

Poniedziałkowa debata organizowana w siedzibie Telewizji Polskiej przy współudziale stacji Polsat i TVN była ostatnią przed I turą wyborów, która czeka nas w najbliższą niedzielę. Wzięli w niej udział wszyscy zarejestrowani kandydaci. Była też najdłuższą z dotychczasowych debat. W przeważającej części w wielkim studio TVP hulał wiatr nudy i rytualnych, miałkich odpowiedzi. Znalazło się jednak miejsce na kilka zwrotów akcji i wrażeń, które pozostaną z widzami na dłużej. Spróbujmy wyciągnąć z tego trwającego blisko cztery godziny spektaklu esencję i zawrzeć ją w pięciu punktach.

1. Debaty się nie wygrywa, można ją tylko przegrać. Od dłuższego czasu jestem konsekwentnie przeciwnikiem wskazywania zwycięzców debat. Z prostego powodu: nie ma obiektywnych, ostrych kryteriów, które pozwalałyby na takie rozstrzygnięcie, są tylko dobre lub złe wrażenia. Do tego sztaby kandydatów, niezależnie od przebiegu debat, mają już wcześniej przygotowane grafiki obwieszczające zwycięstwo swojego zawodnika i oddziały oddanych aktywistów w internecie, którzy w chwili ostatniego gwizdka sędziego publikują te materiały masowo. A czasami nawet wcześniej, co widzieliśmy kilka tygodni temu, gdy pół godziny po spóźnionym starcie  debaty w Końskich na profilach Borysa Budki i Ewy Kopacz pojawiły się zaplanowane wcześniej do publikacji posty obwieszczające zdecydowaną wygraną Rafała Trzaskowskiego.

W poniedziałkowej debacie było podobnie: sztaby pracowały, intensywnie próbując narzucić swoją narrację w internecie, nawet, jeśli ta była kompletnie odklejona od obrazów, jakie widzieliśmy na ekranach telewizorów. 

2. Adrian Zandberg "umie" w debaty. I jest z całej ferajny kandydatów najbardziej spójny programowo - trudno tego nie dostrzec, niezależnie od tego czy ktoś się z jego programem zgadza czy nie. I takie właśnie wrażenie zostawił po sobie w poniedziałek. Wydaje się, że to Zandberg zrobił najlepsze wrażenie i to z kilku powodów: po pierwsze celnie odpowiadał na zarzuty koalicyjnego trio: Biejat-Hołownia-Trzaskowski. Na zarzucaną mu rezygnację ze sprawczości pokazywał konkretne proporcje jak choćby wywalczenia drobnych rozwiązań typu babciowe czy prowadzony w kilku firmach pilotaż krótszego tygodnia pracy w zamian za potężną dziurę w budżecie systemu ochrony zdrowia, której konsekwencje na własnym zdrowiu i życiu odczują setki tysięcy Polek i Polaków. Sam też celnie atakował, co pozwoliło mu odróżnić się wyraźnie od błędów koalicji rządzącej, jednocześnie zachowując swój krytyczny stosunek do rządów Zjednoczonej Prawicy. A to może na ostatniej prostej kampanii pomóc zdobyć przewagę nad swoją rywalką w walce o lewicowy elektorat.

3. Rafał Trzaskowski - co jest zaskoczeniem - w debaty z kolei "nie umie". Przynajmniej w te w których gra u siebie, w przyjaznym mu studio TVP w likwidacji. Bo w debacie "Super Expressu" poszło mu nieźle, a na wyjazdowym boisku w studio TV Republiki w ogóle nie wystąpił. W poniedziałkowej debacie spodziewał się łatwej orki na Karolu Nawrockim wykorzystując temat kawalerki pana Jerzego. Tymczasem Nawrocki się przygotował, zamiast przysłowiowej orki wyszła z tego dzika reprywatyzacja w stolicy i nerwowa defensywa prezydenta Warszawy. 

4. Karol Nawrocki przyszedł do studia w trudnej sytuacji, w czasie mocno rozgrzanej jeszcze afery o mieszkanie pana Jerzego. Kandydat popierany przez PiS kawalerki nadal w przekonujący sposób nie wyjaśnił, ale nie dał się w debacie wyprowadzić z równowagi, a w starciach z głównym rywalem był opanowany i uśmiechnięty. I ten obrazek w kontraście do nerwowego i umęczonego Trzaskowskiego zapewne zostanie w pamięci części widzów. Do tego skutecznie udało mu się wyprowadzić kontrę i narzucić temat obciążającej Platformę Obywatelską dzikiej reprywatyzacji w Warszawie i najnowszą awanturę związaną z kamienicą przy Marszałkowskiej 66. Prezydent Warszawy reagował na te tematy bardzo nerwowo, co nie pomoże mu wizerunkowo na kilka dni przed pierwszą turą głosowania.

5. Niekwestionowanymi przegranymi tej debaty są natomiast prowadząca z ramienia TVP w likwidacji Dorota Wysocka-Schnepf i Telewizja Publiczna. Już kilkanaście dni temu zrobiło się o nich głośno, gdy zarząd TVP (bez podania personaliów osoby decyzyjnej) wyznaczył panią ambasadorową do prowadzenia debaty, na co nie chciało się zgodzić 8 z 11 obecnych na spotkaniu organizacyjnym sztabów, które podkreślały partyjne zaangażowanie dziennikarki na rzecz Koalicji Obywatelskiej i konflikt interesów wynikający z faktu, że od zwycięstwa Rafała Trzaskowskiego zależy nominacja ambasadorska jej męża. Już w pierwszej wypowiedzi dziennikarkę sprowokował ostro sformułowanymi zarzutami o szerzenie politycznej propagandy Krzysztof Stanowski, nazywając prowadzącą "arcykapłanką propagandy". Wysocka-Schnepf, zamiast zignorować te słowa, pozwoliła się sprowokować i wciągnąć w dyskusję, kilkakrotnie komentując wypowiedzi Stanowskiego czy używając określeń "pisowska telewizja Kurskiego". Nie zabrakło też czysto tendencyjnych pytań, w których skomplikowany i głęboki kryzys demograficzny sprowadziła do kwestii braku legalizacji aborcji. Wysocka-Schnepf właściwie potwierdziła swoimi pytaniami i komentarzami wszystko to, co ostro wygarnął jej Krzysztof Stanowski. Dziennikarka była bezapelacyjnie największą gwiazdą tego wydania "Tańca z gwiazdami" - zatańczyła pod melodię zaintonowaną już na samym początku przez Stanowskiego i potwierdziła zarzuty, jakie już kilkanaście dni temu stawiała pod jej adresem większość sztabów.

Debata trzech telewizji (w tym jednej w likwidacji). Kto wygrał? Kto stracił?   Nie żaden z kandydatów, a współprowadząca debatę Dorota Wysocka-Schnepf została główną bohaterką debaty. Niestety - negatywną. PAP/Marcin Obara

Czy ta debata w istotny sposób wpłynie na preferencje wyborców w najbliższą niedzielę? Nie sądzę. Być może przyczyni się do podjęcia decyzji przez niewielką grupę niezdecydowanych. Być może ta niewielka grupa wpłynie na wyniki na dalszych miejscach. W silnie spolaryzowanym społeczeństwie jednak twardzi wyznawcy określonych partii pozostaną przy swoich kandydatach, choćby nieboskłon walił im się na głowę. A ci, którzy duopolu mają po dziurki w nosie najprawdopodobniej w drugiej turze i tak staną przed wyborem tzw. mniejszego zła. Do drugiej tury jednak jest jeszcze na tyle daleko, że o poniedziałkowej debacie mało kto będzie już pamiętać.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister Wojciech Teister Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.