Konklawe. Na co właściwie czekamy?

Jedni liczą na Franciszka II, inni czekają na Benedykta XVII, jeszcze inni mają nadzieję na Jana Pawła III, Jana XXIV lub Pawła VII, a ktoś może nawet marzy o Piusie XIII… A gdyby tak nie liczyć od nowa, nie marzyć na nowo, tym samym nie narażając się na mniejsze lub większe rozczarowania, tylko przyjąć nowego Piotra jak brata i przewodnika w wierze, nawet jeśli stanie się kolejnym Innocentym, Klemensem czy Bonifacym?

Konklawe. Na co właściwie czekamy?   Henryk Przondziono / Foto Gość

Imię nowego papieża z pewnością będzie ważnym sygnałem, w którą stronę pójdziemy jako Kościół. A raczej jakie akcenty w misji Kościoła będą ważne w najbliższym czasie. Bo przecież główny kierunek jest jasny od dwóch tysięcy lat, a ostatni sobór i wszyscy ostatni papieże potwierdzili mocno, co jest jedynym zadaniem Kościoła: głoszenie Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego.

I można odnieść wrażenie, że to każdorazowe czekanie na „nowe” staje się trochę sposobem na zwolnienie się z zaangażowania w to, co zostało już nazwane, wielokrotnie potwierdzone i sprawdzone. Bo na co właściwie czekamy, wypatrując białego dymu w Watykanie? Uspokojenia, że Kościół nie zejdzie z wytyczonej przez poprzednika ścieżki? Albo wręcz przeciwnie: ukojenia bólu i rozczarowań, jeśli poprzedni pontyfikat nie spełnił naszych oczekiwań? Czekamy na jeszcze mocniejsze otwarcie drzwi albo na bardziej kategoryczne wyznaczenie granic? Liczymy na więcej spotkań ekumenicznych lub na więcej encyklik precyzujących zasady moralności? Mamy nadzieję na więcej przepisów liturgicznych czy więcej spokoju w celebracji tajemnic wiary? A może oczekujemy nowych bodźców, nowych wrażeń, ekscytacji tym, że papież znowu (sic!) okaże się człowiekiem z krwi i kości i tym razem zamiast skromnym samochodem, będzie jeździł na rowerze? 

Nie chcę powiedzieć, że to wszystko nie ma znaczenia, że jest mało ważne. Jest bardzo ważne. Każdy czas, każdy moment w historii ma swoje konkretne wyzwania, potrzeby. Tyle że, po pierwsze, najczęściej papieże łączą te wszystkie obszary: formę i treść, symbole i nauczanie, otwarcie na nowe i pieczę nad tradycją. Św. Jan Paweł II swoimi gestami, podróżami i stylem bycia zmienił postrzeganie Kościoła w świecie, pokazując, że wiara jest czymś ożywczym, radosnym i mającym moc przemiany nie tylko indywidualnych życiorysów, ale też całych społeczeństw. Ale zarazem ten sam papież pisał mocne, głębokie encykliki, które dawały pokarm najbardziej wymagającym intelektualistom katolickim. Benedykt XVI przywiązywał ogromną wagę do piękna liturgii i był mistrzem w teologicznej precyzji, a zarazem ten sam papież potrafił przy 200 tys. wiernych najpierw milczeć podczas wspólnej adoracji, a następnie prowadzić prostą i równocześnie spontaniczną, wręcz charyzmatyczną modlitwę przed Najświętszym Sakramentem (byłem świadkiem tego podczas jego pielgrzymki do Francji). 

Po drugie, cokolwiek nowy papież rozezna jako wyzwanie i zadanie na tu i teraz, nie powie już nic nowego dla naszej podstawowej misji, o której powiedzieliśmy wyżej: ewangelizacji. Może my tym naszym ciągłym wypatrywaniem białego dymu, giełdą kardynałów i imion nowego papieża, tym nerwowym przestępowaniem z nogi na nogę, próbujemy – świadomie lub nie – zwolnić się z tego, co już zostało nam wyznaczone, szukając nowych bodźców, odwracających uwagę od podstawowej misji? Misji realizowanej czasem przez głoszenie kerygmatu, czasem przez milczące świadectwo życia, czasem przez służbę najmniejszym, czasem przez piękno liturgii, czasem przez dialog i słuchanie innych. Tyle że to wszystko zostało już po wielokroć nazwane, opisane, uzasadnione. Na co więc ciągle jeszcze czekamy?

Z jednej strony, w takich momentach, jak teraz, czujemy mocniej, że historia dzieje się na naszych oczach. Niewątpliwie oczekiwanie na nowego papieża jest takim momentem, kairosem – czasem, który jest nam dany i zadany; czasem, który zamyka jakiś rozdział i otwiera nowe perspektywy, budzi nowe nadzieje… Zarazem jednak wierzymy, że historia już się w Chrystusie wypełniła, że już „nic wielkiego”, bardziej przełomowego niż Wcielenie, Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa nie może się światu wydarzyć (poza powtórnym przyjściem, na które czekamy). Nawet ponowny wybór Polaka na papieża, nawet wybór papieża z Afryki – choć będą ważne dla naszego tu i teraz, wyznaczą też kolejny etap historii – będą tylko częścią tego kairosu, w którym poruszamy się od dwóch tysięcy lat. Bóg wszystko, co miał już do powiedzenia, powiedział nam w swoim Synu. Trafnie opisuje to Katechizm Kościoła Katolickiego: „Chrystus, Syn Boży, który stał się człowiekiem, jest jedynym, doskonałym i ostatecznym Słowem Ojca. W Nim powiedział On wszystko i nie będzie już innego słowa oprócz Niego” (KKK 65). Może my po prostu ciągle czekamy na nowe objawienia? Może nawet wybór papieża traktujemy w takich kategoriach? O. Tomasz Gałuszka OP w jednej z naszych rozmów mówił, że „przyzwyczailiśmy się do modelu XIII-wiecznych papieży, m.in. Innocentego III, który powiedział o sobie, że jest wyżej niż człowiek i niżej niż Bóg. Czasem odnoszę wrażenie, że dla niektórych papież powinien unosić się jak balonik nad całym światem” (cała rozmowa tutaj: Bóg wierzy w Piotra). 

Zamiast więc pompować ten balonik – nawet jeśli będziemy mieli twarze radosne lub nietęgie, widząc nowego papieża - zafundujmy sobie w tych dniach…komfort „nieoczekiwania” niczego po nowym papieżu; komfort wewnętrznej zgody na wynik konklawe, ale też komfort rezygnacji z pospiesznych opinii, nadmiernych nadziei lub zbyt szybkich rozczarowań. Bo choć to po ludzku naturalne, że z każdym nowym biskupem czy papieżem łączymy pewne nadzieje i oczekiwania, to jednak przyjęcie takiej perspektywy – mamy już wszystko, wiemy, co mamy robić, nic większego niż Zmartwychwstanie nie może się wydarzyć – bardzo pomaga spokojnie wypatrywać tej chwili, gdy na balkonie Bazyliki św. Piotra pojawi się nowy papież. Czy będzie to Franciszek II, Jan Paweł III czy Benedykt XVII… Nowy papież, niezależnie od imienia, jakie obejmie, a tym samym akcentu, jaki postawi w swojej posłudze, nie powie nam niczego nowego, czego już byśmy nie usłyszeli, a co miałoby znaczenie dla naszego zbawienia. Może nas tylko na tej drodze umocnić. I daję głowę, że nowy papież nie będzie miał innych oczekiwań niż takiego, że mu w tym pomożemy. Każdy według swojego powołania, miejsca, w którym się znajduje, i możliwości, którymi dysponuje.  
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina Jacek Dziedzina Zastępca redaktora naczelnego, w „Gościu” od 2006 roku, specjalizuje się w sprawach międzynarodowych oraz tematyce związanej z nową ewangelizacją i życiem Kościoła w świecie; w redakcji odpowiada m.in. za kierunek rozwoju portalu tygodnika i magazyn "Historia Kościoła"; laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka; ukończył socjologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie, prowadził również własną działalność wydawniczą.