Człowiek jednej roli

Graham Faulkner nazywany jest aktorem jednej roli.

Tyle co się urodziłem, jak na ekrany wszedł film, w którym zagrał główną postać – świętego Franciszka z Asyżu. „Brat słońce, siostra księżyc” stał się jednym z najważniejszych filmów mojego dzieciństwa. Te średniowieczne kostiumy, te poruszające i egzaltowane zachowanie głównego bohatera, śliczna święta Klara z uśmiechem anioła... No i ten Watykan przedstawiony w scenach, w których wraz z pierwszymi towarzyszami Biedaczyna z Asyżu udał się do papieża! W kłębach kadzidła unosiły się gregoriańskie hymny, kardynalskie szaty błyszczały karmazynowo, a schody, na których szczycie znajdował się papieski tron, nie miały, zdawało się, końca. Innocenty schodził po nich strasznie długo (pompatyczny kadr z góry!), nastrój wraz z muzyką narastał, bogactwo i chwała zniżały się do łachmanów żebraczych pomimo szeptów zniesmaczonego kolegium, a papież pochylał się do ubrudzonych stóp, żeby je pocałować. No i ta muzyka, którą do dzisiaj grają zespoły rozmaite, na przykład siostry karmelitanki z klasztoru na Islandii: Dolce sentire (w wolnym tłumaczeniu: jak słodko jest „czuć”. Albo „słyszeć”). Zaprawdę słodko, jak słodki jest cały ten film. Po latach wiem, że to była romantyczna wersja historii, mało prawdopodobna, a święty w interpretacji Faulknera jest mało ludzki, romantycznie zakręcony czy wręcz nierealny. Przypomniałem sobie o nim w czasie kazania wygłoszonego na pogrzebie papieża Franciszka przez kardynała Giovanniego Battistę Re, który nawiązał do świętego patrona zmarłego. Wysłuchały go miliony (wliczając tych, którzy robili to za pośrednictwem mediów), wśród nich dziesiątki koronowanych głów, prezydentów i polityków. Pewnie należałoby się więc zastanowić, czy ten, którego żegnali, będzie miał okazję w jakikolwiek sposób wpłynąć na podejmowane przez nich decyzje. Uroczystości zakończone, plac świętego Piotra opustoszał, samoloty rozwiozły większość uczestników do ich domów, Franciszek spoczął u Matki Bożej Większej, a losy świata toczyć się będą dalej. Czy skutecznie dotknięte tym pontyfikatem?

Faulkner jako aktor jednej roli nie musiał stawiać aż tak trudnych pytań. Można odtwarzać role, zmieniać kostiumy, powtarzać kwestie, można uczestniczyć w castingach, rywalizować o miejsce przed kamerą i pozostać w świadomości widzów jako bohater dodający sensu i kolorytu ich życiu. Ale przecież bycie człowiekiem jednej roli możliwe jest również w realnym świecie. I znaczy o wiele więcej. „Madonna mi powiedziała, żebym przygotował sobie grób” – powiedział kardynałowi Makrickasowi papież po tygodniu zastanawiania się, czy chciałby spocząć w bazylice Matki Bożej Większej. Trwały jeszcze potem dyskusje, gdzie dokładnie miałaby być złożona trumna. Cały Franciszek... Tydzień wcześniej na to samo pytanie odpowiedział, że nie, bo przecież papieże grzebani są w bazylice świętego Piotra. Przez cały tydzień pytanie to w nim pracowało, zapewne się modlił i... pytał, skoro „Madonna mu powiedziała”. I co tu dużo mówić... Można by odnieść wrażenie, że wielokrotnie w trakcie pontyfikatu dawał wyraz temu, że wciąż pyta. Maryję albo Jej Syna. I Ducha Świętego, może też świętego Ignacego, swojego duchowego ojca, którego sprawą zapewne prowadził głębokie życie duchowe. „Te jego medytacje, modlitwa każdego dnia! Ponad dwie godziny medytacji dziennie w kaplicy w Santa Marta! Te jego spotkania z Matką Bożą w Santa Maria Maggiore!” – powiedział „Gościowi” przewodniczący polskiego episkopatu abp Tadeusz Wojda („Gdzie Bóg płacze?” – s. 27–29). Jak to dobrze, że mieliśmy słuchającego papieża. A właściwie, że wszyscy ostatni papieże, których większość z nas pamięta, takimi właśnie byli. Niepozostawiającymi cienia wątpliwości, że Boże prowadzenie jest dla nich najważniejsze. I że papież to właściwie człowiek „jednej roli”: pozwalający Bogu prowadzić Kościół za sprawą swojej posługi, słuchając, co On ma do powiedzenia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.