Ciężko byłoby znaleźć dzień, w którym jeszcze wymowniej niż dzisiaj brzmiałyby słowa kanonu: „Nie bój się, nie lękaj się, Bóg sam wystarczy”.
Po pierwsze dlatego, że pierwszy poranek po złożeniu ciała Chrystusa do grobu pozbawiony jest wszelkich rozpraszaczy – „Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła…”. W tej ciszy można się bać samego siebie i tych wszystkich głosów wewnętrznych, które na co dzień bywają krzykiem, a świadczą o wewnętrznym rozdarciu. Dlatego „nie bój się, nie lękaj się, Bóg sam wystarczy”. Po drugie dlatego, że ten Bóg, który „wystarczy”, „zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków. Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań”. Dzieje się rzecz wielkiej wagi: „Idzie, aby odnaleźć pierwszego człowieka, jak zgubioną owieczkę. Pragnie nawiedzić tych, którzy siedzą zupełnie pogrążeni w cieniu śmierci; aby wyzwolić z bólów niewolnika Adama, a wraz z nim niewolnicę Ewę, idzie On, który jest ich Bogiem i synem Ewy”.
Nie wiadomo, ile jeszcze poranków dane ci będzie przeżyć, ile razy się obudzisz, zanim zaśniesz na wieki. Wiadomo jednak, że poranek Wielkiej Soboty był ostatnim porankiem, w którym Adam i Ewa byli niewolnikami. Weź to do siebie bardzo osobiście – to jest szansa. „Bóg sam wystarczy” oznacza, że nic i nikt – również ty sam – nie zaprząta twojej woli swoimi kaprysami. Jonasz, który trzy dni w brzuchu wielkiej ryby odkrywać miał prawdziwe oblicze Pana, zrozumiał, że to On jest w nas sprawcą „chcenia i działania”. Nie ma sensu uciekać przed swoim losem ani nazywać go ślepym. Trzeba wziąć go w swoje ręce z mocnym postanowieniem współdziałania z łaską Bożą. Bóg sam wystarczy. Zbudź się więc ze snu śmierci, delirium swojego egocentryzmu, wstań i usłysz: „Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych. Powstań ty, który jesteś dziełem rąk moich. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, wyjdźmy stąd!”.
Wszystkie poranki tego świata mijają bezpowrotnie, poza tym jednym. Tym, który rozpocznie się już za kilkanaście godzin hałasem roztańczonych skał. Stwórcę swojego wypuszczą z wnętrza niczym wieloryb Jonasza. Pomyśl przez chwilę o tych kamieniach, którymi przysypujesz codziennie swoją dobrą wolę, swoje właściwe intencje, święte pragnienia i bezsilne usiłowania poprawy. Pomyśl. One przestają mieć nad tobą władzę, bo to dla ciebie On, Pan, przybrał postać sługi i nie przestaje powtarzać: „Dla ciebie, człowieka, stałem się jako człowiek bezsilny, lecz wolny pośród umarłych. (…) Snem śmierci zasnąłem na krzyżu i włócznia przebiła mój bok za ciebie, który usnąłeś w raju i z twojego boku wydałeś Ewę, a ta moja rana uzdrowiła twoje zranienie. Sen mej śmierci wywiedzie cię ze snu Otchłani. Cios zadany Mi włócznią złamał włócznię skierowaną przeciw tobie”. Wstań. Nie istnieje już taka włócznia, która mogłaby zadać ci śmierć. Bóg sam wystarczy!