Nowy numer 17/2024 Archiwum

Trudne karty Biblii: święta wojna bez litości

Czego uczą nas wojenne, krwawe i straszne strony Biblii? Świadomości zła w świecie obciążonym grzechem. Suwerennego prawa Boga do kary za zło. Naszego obowiązku kontroli motywacji, gdy rozpoczynamy walkę.

W ostatnich dwóch tygodniach – zwieńczonych Niedzielą Słowa Bożego – w liturgii Kościoła czytaliśmy Pierwszą Księgę Samuela. W tej bogatej księdze, obok wzruszających scen (np. słynne Boże wołanie do małego chłopca: „Samuelu, Samuelu!”), znajduje się rozdział, który może budzić przerażenie. Chodzi mi o „krwawy” rozdział piętnasty, którego obszerny fragment wszedł do czytania mszalnego. Nic dziwnego, że w wielu opracowaniach antyreligijnych jest on przytaczany jako jeden z przykładów „amoralności” Biblii. Rzeczywiście, uważny czytelnik może zapytać, czy godzi się, by w Piśmie Świętym Bóg mówił: „nie lituj się nad nim [Amalekiem], lecz zabijaj tak mężczyzn, jak i kobiety, młodzież i dzieci, woły i owce, wielbłądy i osły” (1 Sm 15, 3)?

Przypomnijmy krótko treść przywołanego rozdziału. Prorok Samuel ogłasza w imieniu Pana „świętą wojnę” przeciw Amalekitom jako (wcześniej zapowiedzianą) karę za ich podstępny napad na Izraelitów po wyjściu z Egiptu. Zasady tej wojny każą objąć „klątwą” (hebr. cherem Kpł 27, 28-29) wszystkich (bez wyjątku!) Amalekitow i cały ich dobytek – mają oni zostać poświęceni Bogu i absolutnie zniszczeni. Izraelici pod wodzą króla Saula wytracają Amalekitów, czyniąc jednak wyjątek dla ich władcy (Agaga) i lepszego bydła. W reakcji na to Samuel ogłasza Saulowi (wbrew jego tłumaczeniom, przeprosinom i błaganiom) Bożą karę za nieposłuszeństwo Boskiemu nakazowi: Saul utraci swoje królestwo. Samuel przy tym dopełnia realizacji tego nakazu, osobiście zabijając (lub – jak eufemistycznie tłumaczy Biblia Tysiąclecia – zlecając zabicie) Agaga „przed Panem w Gilgal”.

Straszne? Dla współczesnego człowieka straszne! A jeszcze straszniejsze jest to, że wszystko to dzieje się (w narracji Księgi) na rozkaz Boga. Czy Bóg mógł coś takiego nakazać? A jeśli nie, to dlaczego omawiany tu fragment został uznany za natchniony? A może jest on archetypem radykalnego fanatyzmu religijnego – fanatyzmu, którego (w tej lub innej postaci) niemal codziennie jesteśmy świadkami, oglądając wiadomości zagraniczne?  

Starożytna idea klątwy oraz świętej – i bezlitosnej – wojny, a szerzej kwestia religijnego zła w Starym Testamencie, doczekały się licznych interpretacji i opracowań. W egzegetyce katolickiej podkreśla się, że – jak pisał kard. Gianfranco Ravasi – „Boże objawienie dokonuje się w ciągu długiej historii, licząc się z ludzkimi brakami i powolnym procesem oczyszczania.” Ponieważ dzieje zbawienia i odkupienia są pewnym procesem, uwikłanym w dzieje grzesznych i myślących kategoriami swych epok ludzi, ma to odbicie na kartach Biblii. Bóg-miłość nie chce wojen, zemsty, masowych mordów itp. On tylko je dopuszcza, by stopniowo doprowadzić do dobra i ujawnić prawdę. W tym przypadku dobrem jest ustanowienie królestwa Dawida (jako zapowiedź doskonałego i uniwersalnego królestwa jego potomka – Jezusa Chrystusa), a prawdą: konieczność zachowania posłuszeństwa wyrokom Bożym (których nie zawsze jesteśmy w stanie zrozumieć) i konieczność podjęcia duchowej walki ze złem. Aby wydobyć przesłanie o tym dobru i tej prawdzie, trzeba spojrzeć na omawiany tekst bardziej z egzystencjalnego punktu widzenia starożytnego Izraelity, niż ze zdystansowanego punktu widzenia (stojącego w pewnym aspekcie na wyższym poziomie intelektualno-moralnym) człowieka współczesnego.

Pamiętajmy, że Biblia nie spadła z nieba i że jest ona dziełem Bosko-ludzkim. Jest to prawda oczywista już na poziomie elementarnej katechezy, ale łatwo się o niej zapomina, gdy konfrontujemy się z trudnymi fragmentami Pisma. Biblia została zapisana w konkretnych językach starożytnych i przez konkretnych ludzi, którzy żyli i myśleli w sposób charakterystyczny dla swoich czasów. Dlatego nie każde słowo, które ludzcy autorzy przypisywali Bogu, było w sensie dosłownym słowem Boga. Musimy podjąć wysiłek myślowy, by do rzeczywistego Słowa Bożego dotrzeć. A ono jest słyszalne dopiero wtedy, gdy uwzględniamy cały kontekst biblijnej historii zbawienia, w której Bóg stopniowo ujawnia się jako sprawiedliwy i miłosierny Ojciec wszystkich ludzi. I jako dawca przykazania „nie będziesz zabijał!” – przykazania, które jednoznacznie i autorytatywnie potwierdza nasze powszechne intuicje moralne. Na tym przykazaniu opiera się cała nasza kultura, w tym nasze oburzenie wobec tych, którzy – jak w przywołanym fragmencie Biblii – zabijali lub zabijają w imię Boga.

Czego uczy wspomniany fragment oraz podobne – wojenne i krwawe – fragmenty Biblii? Sądzę, że uczą one kilku prawd –  o nas, o Bogu i o naszych powinnościach. O nas: żyjemy w świecie obciążonym grzechem pierworodnym, a istotną częścią grzesznego świata są wojny, przemoc i walka. Biblia, a w szczególności Stary Testament, to szkoła realizmu dla pięknoduchów. (Pewien biblista, którego studenci cenili za trafne uwagi na temat ludzkich intryg, okrucieństw i złośliwości, zapytany „skąd je tak dobrze znasz?”, odpowiedział: „z Biblii”). O Bogu: Bóg ma prawo w suwerenny sposób karać zło. W kulturze naiwnej lekkości zapominamy, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, a kara za zło jest częścią sprawiedliwości. Zapominamy też, że miłosierdzie nie polega na łaskawości wobec zła. O naszych powinnościach: każdą „świętą wojnę” powinniśmy zacząć od walki nie z tym złem, które jest poza nami, lecz z tym złem, które jest w nas. W tej drugiej walce powinniśmy być bezwzględni i konsekwentni.

I jeszcze jedno. Opowieść o wojnie Izraelitów z Amalekitami zarysowuje kontrast między Saulem a Samuelem. Pierwszy walczy o coś: o mienie i zwierzęta, o panowanie i sławę, o trofea, którymi – choćby w postaci żywego wodza wrogów – będzie mógł się chełpić wobec innych. Drugi nie walczy o coś, lecz walczy dla Boga. Samuel nie chce żadnej zdobyczy dla siebie i dla swego ludu. Samuel chce wszelką zdobycz ofiarować Bogu. Choć przeraża nas sposób złożenia tej ofiary, sam jej fakt daje naszym sumieniom wskazówkę, pod jakimi warunkami możemy podjąć wojnę. Otóż możemy ją podjąć tylko wtedy, gdy musimy pokonać obiektywne i przerażające zło, a nie wtedy, gdy kierują nami nasze indywidualne lub zbiorowe potrzeby i żądze. Gdyby wszyscy wojownicy w ten sposób kontrolowali swoje motywacje, wojen byłoby znacznie mniej, a może nie byłoby ich wcale.

Trudne karty Biblii: święta wojna bez litości   Rycina ilustrująca słowa: „W tej chwili upadł Saul na ziemię jak długi, przeraził się bowiem słowami Samuela”. Fotoreprodukcja Henryk Przondziono
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak

profesor filozofii, kierownik Katedry Teorii Poznania  Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Prywatnie: mąż Małgorzaty oraz ojciec Jonasza i Samuela. Sympatyk ruchów duchowości małżeńskiej i rodzinnej.  

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami ich autorów i nie odzwierciedlają poglądów redakcji