W 1916 r. ojciec Pio przyjechał do klasztoru w San Giovanni Rotondo jak do pustelni. Miejsce oddalone było od miasta o dwa kilometry. Tam, gdzie ciągnęły się pola i winnice, dziś wznoszą się nowe hotele i restauracje. Ale na starówce zachowały się miejsca, które pamiętają świętego.
Poznając je, usiłujemy zobaczyć o. Pio wyjętego z ram kalwarii klasztornej, dotrzeć do innej sfery jego życia – opowiada Beata Grzyb, przewodniczka religijno-turystyczna na trasach rejonu Gargano, przez 20 lat referentka polskiego sektora biura przy sanktuarium św. ojca Pio. – Idąc jego śladami, poznajemy go jako człowieka, któremu nieobca była codzienność tutejszych mieszkańców, wstępującego do nich na kawę, oddającego głos w wyborach na burmistrza, przemierzającego wąskie uliczki, żeby komuś znajomemu udzielić sakramentu chorych.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.