Nowy numer 17/2024 Archiwum

Sen jak płomień

Poeci czasem miewają sny, które wyprzedzają zdarzenia. Tak jak tamten sen, który przyszedł do Teresy Ferenc w noc przed zamachem na Jana Pawła II. Przez wiele lat próbowała zapisać go w wierszu.

Narodziny wiersza są tajemnicą nawet dla samych poetów. Bywa tak, że słowa pojawiają się nie wiadomo skąd, nieoczekiwanie. Jakby pisały się same, bez udziału naszej świadomości. – Wiersze są mądrzejsze od autora, wyprzedzają go czasem o parę lat – twierdzi poetka Teresa Ferenc.

Podwójne narodziny
Tamten wiersz pojawił się nocą z 12 na 13 maja 1981 roku. – Urodził się we śnie, wyraźnie, dotkliwie, ale zaraz utonął, zapadł się w nocnej niepamięci – opowiada autorka. – Na nowo pojawił się w chwili, gdy padły strzały na Placu św. Piotra. Miał więc jakby podwójne narodziny. Te nocne – zrozumiałe jedynie dla mnie samej, i te drugie, do odczytania w dzień jak w błysku flesza. Po tym, co się stało na Placu św. Piotra, wiedziała już, że musi zapisać swoją wizję. Ale przez wiele lat nie chciała się ona ułożyć w wiersz: – Cały czas byłam niezadowolona z tego, co powstawało. Poprawiałam ten tekst wielokrotnie. Aż w końcu, całkiem niedawno, uznałam, że może to już… i postanowiłam pokazać go światu. Sama nigdy nie spotkała papieża. Nawet kiedy odwiedził Sopot, gdzie pani Teresa mieszka ze swoim mężem Zbigniewem Jankowskim, również poetą, nie było jej dane zobaczyć Jana Pawła II na żywo. Ale właśnie wtedy, w maju 1981 roku, dominikan o. Marcin Babraj zabrał ze sobą do Rzymu jej tomik „Wypalona dolina”. Miał go wręczyć podczas środowej audiencji, do której nie doszło…

Zajęta ogniem
„Wypalona dolina” jest w dorobku Teresy Ferenc książką szczególną. Powstała pod wpływem tragicznych przeżyć, jakich poetka doświadczyła w dzieciństwie. W czasie wojny hitlerowcy spalili jej rodzinną wieś Sochy, mordując prawie wszystkich jej mieszkańców. Na oczach dziewięcioletniej Teresy zginęli jej rodzice. To zdarzenie również wyprzedził sen: – Znalazłyśmy się z mamą na rynku miasta. W pewnej chwili mamę zagarnął tłum, oddzielając nas od siebie. Znikała w ludzkim morzu. Ja, dziewięcioletnia, stałam bezradna, oparta plecami o młodziutkie drzewo. Zaczęłam wołać z całych sił: „Mamo, mamo!”, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że mnie nie słyszą – ani ona, ani mijający mnie ludzie. Krzyk był tylko we mnie. Z tego koszmaru wybudziła mnie matka, powtarzając: „Teresko, wstań, ubierz dzieci, musimy uciekać. Dookoła wszystko się pali. Niemcy rozstrzeliwują ludzi!”. Odczytała sen dopiero po czasie. Nie utonął, był z nią. Tylko że ona była zajęta śmiercią, ogniem i młodszym rodzeństwem, które ocalało wraz z nią. Reszta najbliższego świata spopieliła się, zapadła w apokalipsę.

Dorastanie do wiersza
Długo nie umiała o tym opowiadać. Mówi, że czuła się tak, jakby w siatce ze sznurka przenosiła rozżarzone węgle – treść przepalała słowa, nie mogła znaleźć formy. Trzeba było ponad trzydziestu lat, aby wystudzić temat. I nagle wiersze zaczęły przychodzić same. Przez kilkanaście godzin nie mogła oderwać się od kartki – napisała wówczas prawie całą „Wypaloną dolinę”. Były tam słowa, które zaskakiwały ją samą: „Przyszłam prosić/ nie poniewieraj kości moich wrogów/ cierpią jak ja na alergie/ uciekają bez ratunku na chorobę raka/ chciwi pyszni/ wiecznie głodni/ jak ja ludzkim głodem/ przebacz im krew mojego ojca/ na wciąż żywej krtani/ matkę – do dziś w zboże leci/ jak rozłupany anioł/ psa który mnie nie dogryzł/ daj im jeśli możesz/ zwykły ludzki spokój”. – Kiedy przeczytałam ten wiersz, byłam przerażona i podejrzliwa wobec siebie – wyznaje Teresa Ferenc. Jednak z czasem zobaczyła, że to, co się napisało, było dojrzalsze od niej i że musi do tych słów dorosnąć. A jak jest z wierszem o Janie Pawle II? Też nie jest go pewna – we wstępie do tego utworu znakiem zapytania i słowem „może” sygnalizuje wątpliwość co do jego kształtu. Ale to nie o kształt tutaj chodzi, tylko o ten płomień, który każe poecie zapisywać nie do końca zrozumiałe, nawet dla niego samego, obrazy. Bo czy nie jest tak, że poeta ma w sobie coś z proroka?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Szymon Babuchowski

Kierownik działu „Kultura”

Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Przez cztery lata pracował jako nauczyciel języka polskiego, w „Gościu” jest od 2004 roku. Poeta, autor pięciu tomów wierszy. Dwa ostatnie były nominowane do Orfeusza – Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego, a „Jak daleko” został dodatkowo uhonorowany Orfeuszem Czytelników. Laureat Nagrody Fundacji im. ks. Janusza St. Pasierba, stypendysta Fundacji Grazella im. Anny Siemieńskiej. Tłumaczony na język hiszpański, francuski, serbski, chorwacki, czarnogórski, czeski i słoweński. W latach 2008-2016 prowadził dział poetycki w magazynie „44/ Czterdzieści i Cztery”. Wraz z zespołem Dobre Ludzie nagrał płyty: Łagodne przejście (2015) i Dalej (2019). Jest też pomysłodawcą i współautorem zbioru reportaży z Ameryki Południowej „Kościół na końcu świata” oraz autorem wywiadu rzeki z Natalią Niemen „Niebo będzie później”. Jego wiersze i teksty śpiewają m.in. Natalia Niemen i Stanisław Soyka.

Kontakt:
szymon.babuchowski@gosc.pl
Więcej artykułów Szymona Babuchowskiego