Nowy numer 17/2024 Archiwum

Harfa o pękniętych strunach

Poniżona, stojąca na skraju bankructwa Irlandia straciła zaufanie do całej klasy politycznej. Wybory przegrała najbliższa narodowym ideałom partia, rządząca krajem niemal bez przerwy od dziesięcioleci.

Kiedy ponad dwa lata temu w Dublinie i Galway rozmawiałem z Polakami planującymi powrót do kraju, nikt z nich nie przypuszczał, że w tak krótkim czasie powody do wyjazdu staną się całkiem poważne. Wtedy moi rozmówcy chcieli wracać do Polski, choć w Irlandii mieli dobre posady w dużych instytucjach i korporacjach, na odpowiedzialnych i dobrze płatnych stanowiskach. Wracali, bo tęsknili za Polską, a nie dlatego, że źle im się wiodło w Irlandii. Na ulicach trudno było znaleźć starsze niż 2-letnie samochody. Łatwo to poznać po tablicach rejestracyjnych, zdradzających rok produkcji. Irlandczycy masowo ulegali kolejnym ofertom kredytowym, pozwalającym na kupno nowych aut, mimo zaciągniętych już pożyczek. Podobnie z kredytami budowlano-mieszkaniowymi. Nowe apartamentowce rosły jak na drożdżach i można było odnieść wrażenie, że na wszystkie nowe lokale znajdą się kupcy. W powszechnym zachwycie celtyckim tygrysem gospodarczym mało kto jednak rozumiał, że duża część tego sukcesu to efekt dmuchanego balonu i życia ponad stan. I wcale nie chodzi tylko o to, że premier Irlandii zarabiał więcej niż jakikolwiek przywódca demokratycznego kraju. Kiedy balon pękł i nastał kryzys, okazało się, że Irlandczycy przez lata byli oszukiwani przez polityków, bankowców i deweloperów. A i w tej triadzie jedni kiwali drugich. Przyjęte przez rząd metody, mające ratować kraj przed bankructwem, przede wszystkim ugięcie się pod naciskiem Unii Europejskiej i przyjęcie upokarzającej i wysoko oprocentowanej pożyczki, tylko dolały oliwy do ognia. Partia premiera Briana Cowena musiała odejść. A wraz z polskimi emigrantami, wracającymi do Polski, mogą wkrótce pojawić się u nas zarobkowi imigranci z Irlandii.

Skazani na sukces?
To największa porażka Fianna Fáil, czyli Partii Republikańskiej, w historii niepodległej Irlandii. Anglicy tłumaczą jej nazwę na „Soldiers of Destiny” (żołnierze przeznaczenia), i rzeczywiście, odkąd w 1932 r. stworzyli pierwszy rząd, wydawało się, że są przeznaczeni do rządzenia tym krajem. Tym bardziej że wśród jej założycieli znaleźli się ojcowie niepodległości, w tym Eamon de Valera. W sumie rządzili sami lub w koalicji przez ponad 60 lat w ciągu ostatnich prawie ośmiu dekad. Ostatnio zaś byli u władzy bez przerwy od prawie ćwierćwiecza. Partia postrzegana jest jako konserwatywna, choć termin ten w ich wypadku jest dość pojemny. I tak na przykład przez dłuższy czas w Parlamencie Europejskim Fianna Fáil należała do grupy Unii na rzecz Europy Narodów (sceptycznej wobec federalistycznej wizji integracji), a obecnie zasila szeregi Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy, stojącego po przeciwnej stronie. UEN wprawdzie już nie istnieje, ale ich kontynuatorami są przecież Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy, do których jednak FF nie przyłączyła się.

Kadencja poprzedniego parlamentu powinna wprawdzie skończyć się dopiero w przyszłym roku, ale do przedterminowych wyborów musiało dojść z powodu kryzysu ekonomicznego i politycznego, w jakim znalazł się kraj. Bezpośrednim powodem rozpisania wyborów było wyjście Zielonych z koalicji z partią premiera Cowena. Tak naprawdę jednak od dłuższego czasu wrzało w całej Irlandii. Zaczęło się od załamania na rynku nieruchomości. Okazało się, że winne są przede wszystkim banki, które nie ujawniały rzeczywistej wysokości udzielonych kredytów (swoją drogą ciekawe, jak to w ogóle możliwe). Mimo że było to jawne oszukiwanie rządu, premier Cowen udzielił gwarancji państwowych bankom, tworząc tzw. zły bank (niektórzy mówią: toksyczny), czyli państwową agencję wykupującą od banków niespłacone długi (NAMA). Ta szczodrość Cowena jeszcze bardziej zbulwersowała Irlandczyków, kiedy okazało się, że ich premier przyjaźni się z szefem jednego z upadających banków.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny