Nowy numer 17/2024 Archiwum

Zasłony nasze powszechne

Przysłowiowe „klapki na oczach” to sprawa wybitnie teologiczna. Każdy z nas ma jakąś zasłonę na sercu, na oczach, która nie pozwala dostrzec prawdy, dobra, piękna… Boga, nawet tam, gdzie objawia się z całą mocą.

„Widzę duże podobieństwo między zasłoną, która jest na oczach Żydów nieuznających Jezusa za Mesjasza, a zasłoną, która jest na oczach narodów negujących rolę Izraela. To praktycznie ta sama zasłona. A Bóg ściąga zasłonę z oczu nas wszystkich – jest coraz więcej Żydów uznających Jezusa za Mesjasza i coraz więcej narodów rozumiejących rolę Izraela. Musimy wszyscy uznać, że jesteśmy grzesznikami, i skupić się na osobie Jezusa”.

To fragment mojej rozmowy sprzed paru lat z Eyalem Friedmanem, Żydem mesjańskim z Jerozolimy. Mój rozmówca odnosił się wprost do fragmentu z Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian: „Ale stępiały ich umysły. I tak aż do dnia dzisiejszego, gdy czytają Stare Przymierze, pozostaje [nad nimi] ta sama zasłona, bo odsłania się ona w Chrystusie. I aż po dzień dzisiejszy, gdy czytają Mojżesza, zasłona spoczywa na ich sercach” (2 Kor 3, 14-15). Eyal trafnie zauważył, że drugą stroną tej samej zasłony jest zapomnienie, niezrozumienie lub wprost zatykanie uszu czy przymykanie oczu przez chrześcijan na inne słowa tego samego Apostoła Narodów, który jednoznacznie stwierdza, że Izrael nie przestał być narodem wybranym - „Bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne” (Rz 11,29). I parę wersów wcześniej: „Pytam więc: Czyż Bóg odrzucił lud swój? Żadną miarą! I ja przecież jestem Izraelitą, potomkiem Abrahama, z pokolenia Beniamina. Nie odrzucił Bóg swego ludu, który wybrał przed wiekami” (Rz 11,1nn) oraz „Pytam jednak: Czy aż tak się potknęli, że całkiem upadli? Żadną miarą! Ale przez ich przestępstwo zbawienie przypadło w udziale poganom, by ich pobudzić do współzawodnictwa. Jeżeli zaś ich upadek przyniósł bogactwo światu, a ich pomniejszenie - wzbogacenie poganom, to o ileż więcej przyniesie ich zebranie się w całości!” (Rz 11,11-12).

„Nie chodzą z nami”

Przywołuję rozmowę z Eyalem Friedmanem, bo choć dotyczyła tej konkretnej sprawy – relacji między Żydami a „wierzącymi z narodów” – to coraz częściej przypominam ją sobie w kontekście wszystkich innych napięć, jakie rodzą się naturalnie lub jakie sami stwarzamy i eskalujemy w życiu Kościoła. Źródłem wielu z nich są właśnie zasłony, jakie każdy z nas ma na swoim sercu, na oczach, które nie pozwalają nam – czasem przez niewiedzę, czasem przez zaniedbanie, a czasem przez zwykłą zatwardziałość – dostrzec prawdy, dobra, piękna, czyli działania Bożego Ducha nawet tam, gdzie objawia się z całą mocą. Zbyt często w Kościele dajemy się ponieść krytyce tego, co robią „ci drudzy”, którzy „nie chodzą z nami” (inaczej się modlą, mają inną wrażliwość liturgiczną, inną duchowość, inne formy zaangażowania itd.). W tej gorliwości w punktowaniu „nieortodoksyjności” braci czasem już tyko brakuje puenty: „mają Belzebuba”. Jezus usłyszał takie słowa od uczonych w Piśmie: „Przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy” (Łk 11,15). Na własne oczy widzieli cuda i znaki, jakie zdziałał Syn Boży, a mimo to zasłona na sercu, owe teologiczne „klapki na oczach”, doprowadziły ich aż do takiego bluźnierstwa: zarzucili Bogu, że Jego dzieła są dziełem diabła…

„Protestanckie zwiedzenie”

Nie jest to również część prawdy o naszych sporach w Kościele? Prawie 6 tys. liderów chrześcijańskich z całego świata przyjechało do Londynu, by dać wspólne świadectwo temu, jak wielkich rzeczy dokonuje Bóg wszędzie tam, gdzie ludzie na serio biorą polecenie Jezusa „idźcie i czyńcie uczniów”, wśród nich są osoby, które spędziły lata w więzieniach za wiarę w Chrystusa, są byli muzułmanie, którzy ryzykowali życiem swoją konwersję na chrześcijaństwo, są miliarderzy, którzy niemal całą fortunę przeznaczają na ewangelizację, są świeżo nawróceni i uwolnieni od nałogu narkomani, którzy podejmują służbę w Kościele – a ktoś kwituje to pogardliwym „fajne chrześcijaństwo eventowe” oraz „kapela zagrała, marzeń moc”. Setki, tysiące, miliony osób poznają Jezusa, przeżywają nawrócenie, włączają się w życie Kościoła, po raz pierwszy w życiu lub od lat przystępują do sakramentów (to w kontekście katolickim) dzięki kursom Alpha, a ktoś kwituje to pogardliwym prychnięciem lub inkwizycyjnym wyrokiem: „protestanckie zwiedzenie”. Protestanci otrzymali ten sam chrzest, mówią, że Jezus jest jedynym Panem i Zbawicielem, wyznają wiarę w Trójcę Świętą, a ktoś po katolickiej stronie potrafi zarzucić im brak Ducha Bożego, tym samym ignorując słowa św. Pawła, że „nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus»” (to samo zresztą dotyczy słów pod adresem katolików ze strony niektórych środowisk protestanckich).

Ekumenizm? To nic, że jest modlitwa Jezusa „aby byli jedno”, to nic, że jest oficjalne nauczanie Kościoła i słowa św. Jana Pawła II o tym, że „z drogi ekumenizmu nie ma odwrotu” – grunt, że „my wiemy”, że „heretycy” trwają w błędzie (żeby było jasne: po stronie protestanckiej takie reakcje są równie częste pod adresem tych, którzy „bratają się” z katolikami). Wspólna modlitwa i pokuta tysięcy chrześcijan wszystkich wyznań w ogromnej hali koncertowej, na murach której napisano nawet, że została wzniesiona po to, by oddawano w niej chwałę Bogu (taki napis widnieje na Royal Albert Hall, gdzie odbywała się wspomniana konferencja)? Ależ to „przerabianie Kościoła na widowisko” (z jakiegoś powodu z podobnym zarzutem nie spotykają się inne eventy, jak pielgrzymki, kanonizacje czy spotkania z „naszym papieżem” sprzed lat…). Jezus powiedział „gdzie dwóch albo trzech zebranych w Imię moje, tam jestem pośród nich”? Ależ to dotyczy „wyłącznie Mszy świętej, i już!” (to „i już” to naprawdę część cytatu z oryginału).

Wspólne dziedzictwo

Tak, te zasłony mają też – podobnie jak zasłona dotycząca Żydów i narodów – swoje rewersy. „Drugiej stronie” (choć wszyscy powinniśmy czuć, że stoimy po tej samej stronie i gramy do jednej bramki) też grozi zafiksowanie na punkcie narzędzi, owszem, skutecznych, ale jednak tylko narzędzi. Nicky Gumbel w Londynie przestrzegał przed absolutyzowaniem kursów Alpha, przed utożsamianiem ich z Ewangelią. „Alpha nie jest Ewangelią, jest opakowaniem, w którym przekazujemy Ewangelię. Jeśli ktoś przedstawi skuteczniejszą metodę ewangelizacji, natychmiast odsuniemy Alpha i zajmiemy się tym nowym opakowaniem”, mówił z pasją. Uwielbienie, świadectwa, modlitwa wszystkich chrześcijan dają poczucie jedności i wspólnoty, ale przy braku dojrzałego prowadzenia mogą sprawić, że poprzestaniemy tylko na tym, nie pójdziemy głębiej w duchowość, teologię, we wspólną służbę, ale też w rozumienie źródeł naszych podziałów. Można poprzestać – jako katolicy – na pięknych i budujących eventach, traktując z nonszalancją liturgię i powoli tracąc rozumienie znaczenia Eucharystii dla życia Kościoła. Tym samym blokując braciom innym wyznań możliwość odkrycia, że Eucharystia naprawdę może być tym, co doprowadzi nas do pełnej i widzialnej jedności. Głośno było ostatnio o kilku pastorach ewangelikalnych, którzy w swoich poszukiwaniach zaczęli odkrywać, że Eucharystia nie jest żadną „katolicką specyfiką”, ale czymś, wokół czego (obok głoszenia Ewangelii) od pierwszych wieków koncentrowało się życie Kościoła (w Polsce nagłośnił temat Karol Sobczyk w swoim podcaście, link #68 Wymiana duchowych darów – czy działa w obie strony? (cz. I) || Komunia. - Nie wszystko Jedno). Ba, wszyscy ci pastorzy zaczęli mówić w swoich Kościołach o realnej obecności Jezusa w chlebie eucharystycznym! To też jeden z przejawów opadania zasłony, która wcześniej nie pozwalała im dotrzeć do tej prawdy. Czy byłoby to możliwe, gdyby nie dialog ekumeniczny, spotkania z katolikami, wspólna modlitwa i ewangelizacja? Jeden z tych pastorów mówi o spotkaniu w północnej Anglii, na którym katolicy zostali poproszeni przez protestantów o to, by opowiedzieli o cudach eucharystycznych. I że ta opowieść poprowadziła wielu w dalszych poszukiwaniach, aż do odkrycia, że to jest nasze wspólne dziedzictwo.

Maryja patronką zjednoczenia chrześcijan?

Zasłona opada po „obu stronach”: wszyscy z jednej strony odkrywają, że ekumenizm nie jest opcją dla zainteresowanych, ale sercem życia chrześcijańskiego, z drugiej – dialog pozwala każdej ze stron odkryć, że jego „specyfika” to tak naprawdę część wspólnego dziedzictwa całego Kościoła. I tak, jak katolicy potrzebowali protestantów, by wrócić do Pisma Świętego i do nauczania, że łaską jesteśmy zbawieni, przez wiarę, a nie z uczynków, i że ewangelizacja jest nakazem aktualnym również dzisiaj, tak protestanci potrzebują katolików, by odkryć znaczenie Eucharystii dla życia Kościoła. I tak, jak katolikom dobrze robią oczyszczające pytania protestantów o „maksymalizm maryjny”, w którym Maryja staje się niemal „czwartą osobą Trójcy Świętej” (a nieraz wręcz tą, która „chroni przed karzącą ręką Ojca”…), tak protestantom dobrze może zrobić braterskie zwrócenie uwagi, że odpowiedzią nie jest „minimalizm maryjny” lub wręcz całkowite marginalizowanie roli Maryi. Przeciwnie, właśnie Maryja może stać się naturalną patronką zjednoczenia chrześcijan (moim zdaniem znakomicie pokazuje to sposób, w jaki przedstawiona jest Maryja w serialu „The Chosen”). Parę lat temu zresztą w USA miało miejsce niezwykłe spotkanie teologów protestanckich i katolickich, którzy we wspólnym dokumencie uznali, że obie strony potrzebują nawrócenia ze swojego stosunku do Maryi – katolicy z wszystkiego, co było nadmiernym, niebiblijnym i nieteologicznym, ocierającym się o idolatrię, eksponowaniem roli Matki Bożej, protestanci z wszystkiego, co było ignorowaniem i pomniejszaniem Jej roli w historii zbawienia i życia Kościoła. To też zasłony, które opadają z serc i oczu wszystkich zainteresowanych. Czy byłyby możliwe bez dialogu ekumenicznego i wspólnych działań?

Pozwolić Bogu być Bogiem

Tych zasłon jest oczywiście więcej. U jednych może to być m.in. zasłona, która nie pozwala dostrzec roli świeckich w Kościele, u innych zasłona, która bagatelizuje znaczenie starszych, prezbiterów i biskupów. Jednych zasłona może blokować w uznaniu czyichś zdolności przywódczych, innym zasłona nie pozwoli dostrzec momentu, w którym sami stali się narcystycznymi liderami, wyolbrzymiającymi własną pozycję i rolę w Kościele. U jednych zasłona nie pozwala widzieć działania Ducha Świętego w charyzmatach, u innych – w Urzędzie Nauczycielskim Kościoła. U jednych zasłona nie pozwoli dostrzec skali nadużyć w Kościele, w tym wykorzystania seksualnego dzieci, ani zrozumieć krzywdy, jaką wyrządza to na psychice i duszy ofiar, u innych zaś może to być zasłona, która nie pozwoli dostrzec drogi, jaką Kościół, mimo wszystko, już na tej drodze oczyszczenia przeszedł. Każdy z nas ma jakąś zasłonę, która może przesłonić mu jakąś część prawdy o tym, kim jesteśmy jako Kościół, i o tym, jak działa Bóg, którego nie ograniczają żadne z naszych wyobrażeń o Nim, ani żadne nasze zasłony, przez które często „nie pozwalamy” Bogu… być Bogiem.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy