Nowy numer 17/2024 Archiwum

Czułem się jego synem

Arturo Mari papieski fotograf. Pracował u boku Pawła VI i przez cały pontyfikat Jana Pawła II. Uwiecznił niemalże każdą chwilę życia polskiego Papieża. Po jego śmierci chciał zrezygnować ze swojej funkcji, ale poproszono go, aby pozostał. Niedawno ukazała się książka – wywiad z Arturo Marim pt. „Do zobaczenia w raju”

Joanna Brożek: Czego przede wszystkim nauczył się Pan od Jana Pawła II?
Arturo Mari: – Pokory. Szacunku dla innych i wiary w moc modlitwy, bo naprawdę pomaga.
Tyle razy widział Pan Jana Pawła II modlącego się. Czy modlił się Pan kiedyś z nim? Czy w pamięci pozostał jakiś szczególny moment?
– Tylko raz w ciągu 27 lat znalazłem się tuż obok Ojca Świętego, kiedy się modlił. Nie chciałem mu nigdy przeszkadzać. Kiedy Jan Paweł II miał wiele problemów, zamykał się na kilka godzin w swojej kaplicy. Tylko raz w życiu zobaczyłem to z bardzo bliska. Zostaliśmy sami w kaplicy. Papież patrzył na krucyfiks. Widziałem, że on po prostu z Chrystusem rozmawia. Byli tam obaj i na siebie patrzyli. Ciarki przeszły mi po skórze. Nie wstydzę się przyznać, że uciekłem wtedy z kaplicy.

Czy prosił Pan kiedykolwiek Papieża o modlitwę?
– Nie musiałem. Sam się modlił za mnie i moją rodzinę, jestem przekonany. Znał wszystkie moje problemy, nawet jeśli mu o nich nie opowiadałem.

Często rozmawiał Pan z Papieżem?
– Traktowałem Jana Pawła II jak ojca i sam czułem się jego synem. Nigdy nie prowadziliśmy wielkich dyskusji. Pytał zwyczajnie, co słychać, jak się czuję. Ojciec Święty mówił do mnie wzrokiem. Kiedy wyjeżdżaliśmy za granicę, często na 12, 14 dni, nie było czasu na rozmowę. Ale wystarczyło jedno ojcowskie spojrzenie. W jego oczach przez zmęczenie przebijała radość. W obecności Jana Pawła II nigdy się nie bałem.

Nie pierwszy raz jest Pan w Polsce.
– Ilekroć tu przyjeżdżam, przyjmujecie mnie z przyjaźnią. Za co jestem ogromnie wdzięczny. Nie waham się powiedzieć, że w Polsce czuję się jak w domu. Po śmierci Papieża dostałem setki listów od Polaków. Nigdy bym nie przypuszczał, że tak się stanie. Wyrazy sympatii okazujecie mi też w Rzymie. W ubiegłym tygodniu wracałem z audiencji generalnej. Na ulicy, koło Watykanu, stała grupa kilkudziesięciu osób. Ktoś mnie rozpoznał. To byli Polacy. Nie chcieli mnie wypuścić i blisko 40 minut rozmawialiśmy, całowali mnie, ściskali. To najpiękniejsza rzecz, jakiej mogę doświadczyć. Dziękuje wam za wszystko.

Kiedy rozmawialiśmy przez telefon, rzucił Pan nagle: przepraszam, nie mogę dłużej rozmawiać, muszę biec za Ojcem Świętym! Dla mnie to rzecz niewyobrażalna, dla fotografa papieskiego normalna. Pracując u boku następcy św. Piotra, czuje się Pan bliżej nieba?
– Czuję się z tego powodu przeszczęśliwy! Dla pani był to szok, dla mnie codzienność: papież to papież, i tyle. Benedykt XVI również ma niesamowicie intensywny rytm życia, choć nie jest tak młody jak Wojtyła w chwili, gdy obejmował tron Piotrowy. Jest o osiemnaście lat starszy, ale, jak widać, muszę za nim biegać. Pracuje dużo. Często zamyka na chwilę oczy, jakby wracał myślami do Jana Pawła II. To mu pomaga. Ma też pewien charyzmat, który odziedziczył po swoim poprzedniku. Obserwuję to na co dzień, w rozmowach, spotkaniach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy