Nowy numer 15/2024 Archiwum

Idę pod trąd

Ja jestem najmniejszy. W obozie byłem gorzej niż trędowaty i wtedy Jezus opiekował się mną. Gładzę ją po głowie i opowiadam o miłości Boga, o niebie. I nagle ona zaczyna śpiewać: A ja czuję, jakby obok mnie na łóżku siedział Jezus. Tuż obok mnie.

Marcin Jakimowicz: – Zawiódł się kiedyś Ojciec na Panu Bogu?
O. Marian Żelazek: – Nie, nigdy. Ale On nie musi spełniać moich zachcianek, bo lepiej ode mnie wie, co jest mi potrzebne. Często myślałem, że spotkało mnie ogromne nieszczęście, ale zawsze po pewnym czasie okazywało się, że działo się to dla mojego dobra. Nie rozumiałem na przykład, czemu w obozie koncentracyjnym przenoszą mnie do innego bloku, a okazywało się, że Pan Bóg miał w tym jakiś plan…

Gdy ks. Franciszek Blachnicki wyszedł z więzienia i mówił, że przeżył tam rekolekcje, znajomi pukali się w czoło. Ojciec wyszedł z piekła obozu koncentracyjnego i mówi to samo. Jak to możliwe?
– Bo w tym piekle był z nami Pan Bóg. Naprawdę. Ale nie wszyscy w to wierzyli. W Dachau obok mnie umierał pewien Ślązak. Chciałem przygotować go na śmierć. Zgaszono światło i modliliśmy się. On otworzył oczy i powiedział: Powiedz mojej rodzinie, żeby nigdy nie zapomniała Niemcom tego, co mi zrobili. Przeraziłem się i mówię: Przebacz. Zobacz: Jezus przebaczył oprawcom, a ty? Myślałem, że go przekonałem, ale on powtórzył: Niech nigdy im tego nie zapomną. Umarł, nie przebaczając. Ale Pan Bóg się nad nim uśmiechał. Pan Bóg go rozumiał, widział jego niedolę…

Wierzyliście, że wyjdziecie z obozu?
– Bardzo chciałem z niego wyjść. Nawet na czworakach….

Podobno narysował sobie Ojciec na desce klawiaturę i uczył się pisać na maszynie…
– Tak. Choć powiedziano mi, że wyjdę z obozu przez komin, uczyłem się pisać. A od Hiszpanów uczyłem się hiszpańskiego. Bo ja już wtedy myślałem o misjach. Z przyjaciółmi złożyliśmy śluby św. Józefowi, bo On zawsze ratował Świętą Rodzinę. Obiecaliśmy mu, jakimi to będziemy aniołami po wyjściu. I obóz został wyzwolony 22 kwietnia 1945 roku... na cztery godzinyprzed decyzją o je-go likwidacji. Dwie kompanie już czekały w Monachium, by nas zniszczyć. A Pan Bóg nas wyciągnął. W ostatniej chwili. Do dziś pielgrzymuję do Dachau.

„Pielgrzymuję”???
– Tak. To święte miejsce. Kiedyś spotkałem tam parę młodych ludzi. Pytają: Jak ojciec może tu wracać? A ja odpowiadam: było to okrutne miejsce. Bez dwóch zdań. Ale ja tu zmartwychwstałem. Wyszedłem z Dachau i chciałem pojechać na koniec świata, by opowiadać o tym, jaki Pan Bóg jest dobry.

Płakał Ojciec czasami w obozie?
– Nie było łez. Może zbyt mocno dotykałem śmierci? Doświadczenie dna pomogło mi. Bo gdy wylądowałem w Indiach, w trędowatych zobaczyłem swoich braci. Trędowaci są w najniższej kaście: nietykalnych. Nikt się do nich nie zbliża, umierają w pogardzie. A przecież ja byłem w gorszym położeniu: miałem wyjść przez komin, byłem przeznaczony na śmierć, nie mogłem spacerować. Mój przyjaciel, kleryk Norbert Gościeniecki, zachorował w obozie: dopadła go biegunka. I wtedy blokowy krzyknął: Wyrzućcie to ścierwo na podwórko, bo cuchnie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy