Przenieść się z Ameryki Południowej do Afryki to dla Wojciecha Cejrowskiego tyle, co dla nas pojechać PKS-em do babci z Kartuz.
Przed dwoma tygodniami mogliśmy oglądać naczelnego globtrotera IV RP w peruwiańskim miasteczku Iquitos, skąd od lat organizuje wyprawy w głąb amazońskiej dżungli, a już w najbliższym odcinku ujrzymy go w Namibii.
Ponieważ lokalna architektura przypomina raczej sopockie wille, a gazety wychodzą w języku niemieckim, trudno uwierzyć, że to Czarny Ląd. Ale taka właśnie jest specyfika kraju, który w latach 1884–1914 funkcjonował jako Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia.
Na ścianie miejscowej piwiarni do dziś wisi panorama Królewca, a jej właścicielem jest rodowity Niemiec, który chętnie opowiada o pozostałościach dawnej kolonii. Nic dziwnego, że Cejrowski rychło bierze nogi za pas i rusza na spotkanie afrykańskich plemion.
W końcu żeby pogadać z Niemcem, wystarczy pojechać do Berlina, a w Namibii wypadałoby sfilmować kogoś mniej swojskiego.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.