Rzadko na moich wargach jawi się wyraz „Beenhakker”, bo ma się on do ojczyzny jak kwiatek do kożucha. Wystarczy jednak spojrzeć w słowiańską twarz Jacka Krzynówka, by odzyskać wiarę w pełnokrwistość naszej reprezentacji.
Już tylko krok dzieli nas od historycznego awansu do finałów Mistrzostw Europy. Szanse są spore, bo drużyna Belgii ostatni sukces odniosła chyba za czasów Asteriksa i Obeliksa.
Teraz potomkowie Galów nie mają już magicznego napoju, tymczasem nasze orły grają coraz lepiej. Jeśli w pierwszym meczu gola Belgom strzeliła taka oferma jak Radosław Matusiak, to w rewanżu należy się spodziewać pogromu.
Serca na pewno zabiją nam mocniej, gdy przed meczem jedenastu polskich piłkarzy zacznie śpiewać hymn narodowy. A ich trener będzie żuł gumę na ławce rezerwowych.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.