Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Temat na film

Edward Kabiesz: Czy telewizyjna adaptacja książki ojca spełniła Pani oczekiwania?

Elżbieta Moczarska: – Myślę, że z tej książki mógłby powstać nawet dobry film. Interesowali się nią Andrzej Wajda i Agnieszka Holland. Pewna wytwórnia niemiecka zatrudniła już nawet scenarzystę, ale scenariusz okazał się kompletnym kiczem. Na realizację spektaklu przez Teatr Telewizji czekałam dwanaście lat. Dlatego jestem zadowolona, że przedstawienie w ogóle powstało. Uważam, że inscenizacja została dobrze zrobiona, chociaż mam różne uwagi. Na przykład w napisach końcowych znalazła się nieprawdziwa informacja, że losy drugiego współwięźnia ojca – Schielkego są nieznane. Tymczasem jest inaczej. Wydawca niemiecki dotarł do rodzin Stroopa i Schielkego. Okazało się, że Schielke umarł w Hanowerze w 1975, w tym samym roku co mój ojciec.

Czy ojciec rozmawiał z Panią na temat swoich więziennych przeżyć?
– Wiem, że kiedy po torturach znalazł się w celi z człowiekiem, na którego przygotowywał w czasie wojny zamach, sądził, że ma halucynacje. Ale kiedy już siedzieli razem, a była to malutka cela, nie tak duża jak pokazana w inscenizacji, zaczął z nim rozmawiać. Posadzenie ze Stroopem miało być dla ojca kolejną torturą. Ale wbrew intencjom ubeków ojciec rozmawiał z nim. Może ten dialog w przedstawieniu jest za mało intensywny, ale taka też jest książka. Bo ojciec był człowiekiem niezwykle skromnym. Jako córce brakuje mi tu jednak jednego lub dwóch zdań głębszego dialogu.


Czy pamięta Pani, jak pracował nad książką?
– Książkę zaczął pisać w latach 60. Pracował wieczorami, do nocy. Pisał na maszynie. Przez jedenaście lat. Nie miał wydawcy, chociaż Ossolineum nawet wypłaciło mu chyba jakąś zaliczkę. Ale zerwało umowę. Iskry także. Dożył jednak ukazania się książki w kolejnych numerach miesięcznika „Odra”. Druk wymusił na nim to, że ją zredagował do końca. Nie dożył wydania książki. Ale kiedy już chory na raka wątroby leżał w szpitalu, wiedział, że książka się ukaże. Ukazała się w PIW-ie,a jej redaktorem była Zofia Bartoszewska.

Jakim pozostał ojciec w Pani pamięci?
– Byłam z nim w dobrej komitywie, chociaż o więzieniu nie opowiadał za dużo. Nasz dom, mimo ciężkich przeżyć obojga rodziców, bo matka także wiele lat spędziła w więzieniu, w gruncie rzeczy był domem pogodnym. Ojciec pracował jako dziennikarz w „Kurierze Polskim”. Był bardzo zajęty zawodowo, działał także społecznie w ruchu antyalkoholowym. Uważał, że władza celowo rozpija społeczeństwo. Pracował w dziale łączności z czytelnikami, wiele czasu zajmowały mu interwencje w różnych sprawach ludzkich. Był niezwykle aktywnym człowiekiem. Fantastycznie dogadywał się z młodzieżą, łatwo nawiązywał kontakty z ludźmi. Wyobrażam sobie, że w jakimś sensie Stroop musiał go polubić. Oczywiście nie na zasadzie przyjaźni, ale takiej więziennej więzi. Ojciec opowiadał, że te rozmowy utrwaliły mu się w pamięci jakby zapisane na taśmie magnetofonowej. A poza tym miał znakomitą pamięć. W więzieniu był w dobrej kondycji psychicznej, gorzej było z fizyczną. Mimo wszystko wierzył, że wyjdzie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza