Choć większość filmów Krzysztofa Kieślowskiego razi sztucznością i napuszeniem, to ten daje się przynajmniej obejrzeć. Może dlatego, że jego fabuła jest stosunkowo prosta.
Opowieść o wychowanku domu dziecka, który wynajął mieszkanie w bloku i zakochał się w dojrzałej kobiecie z naprzeciwka, pozwala widzowi dostrzec kontrast między idealizmem a zgorzknieniem. Dzisiejszych nastolatków, którzy podobno rozpoczęli już życie seksualne, zapewne rozśmieszy rola Olafa Lubaszenki jako nieśmiałego marzyciela.
Nie zmienia to faktu, że aktorowi udało się znakomicie oddać rozchwianie okresu dojrzewania, w którym czyste intencje po raz pierwszy zderzają się z brudną rzeczywistością. Nie chodzi o to, byśmy gloryfikowali głównego bohatera. Wystarczy, że się zastanowimy, czy zostało w nas jeszcze cokolwiek z dziecięcej prostoduszności.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.