Nowy numer 17/2024 Archiwum

Muszę lecieć dalej...

Śmierć zabrała abp. Józefa Życińskiego wprost z frontu jego niezwykłej aktywności. Był kimś, kogo nie da się zaszufladkować. Lubił słowo "styl". Stworzył własny, niepowtarzalny – styl chrześcijanina, naukowca, duszpasterza.

Nagła śmierć pozostawia zawsze wrażenie dojmującej pustki. Tym bardziej gdy umiera człowiek, którego wszędzie było pełno, ktoś tak wyrazisty, odważny, niestroniący od komentowania bieżących wydarzeń. Jednych irytował, innych zachwycał. Na pewno nie można było obok niego przejść obojętnie. Wielu nie mogło się nadziwić, jak jeden człowiek jest w stanie zmieścić tyle różnych aktywności w ciągu doby trwającej zaledwie 24 godziny: wykłady w kraju i za granicą, pisanie niezliczonej ilości artykułów i książek, obowiązki duszpasterskie biskupa, aktywność w rzymskich kongregacjach. A jednocześnie w jego stylu bycia nie było wrażenia pośpiechu czy nerwowości. Przeciwnie, emanował z niego jakiś rodzaj ludzkiej serdeczności i hojności w dawaniu czasu na spotkania, które nie należały do niezbędnych obowiązków. Jego humor i błyskotliwa inteligencja objawiały się często w złośliwych komentarzach pod czyimś adresem (także pod własnym!). Czasem ponosiła go fraza. Ale przyznawał, że gdy zripostował zbyt złośliwie, spowiadał się z tego. Byli tacy, których raziła skłonność do szybkich ocen, ale wielu ceniło właśnie to, że nie chował głowy w piasek i nie uchylał się od zabierania głosu w sprawach trudnych. Powtarzał, że jako chrześcijanie musimy naśladować styl Jezusa. Na najgłębszym poziomie myślał Ewangelią, w niej szukał światła. Miał charakterystyczny tembr głosu, lekkość formułowania porównań, swadę. Kto raz go usłyszał, ten nie pomylił go z żadnym innym przedstawicielem Kościoła.

Angielski przy goleniu
Dokładnie 4 tygodnie temu byliśmy z redaktorem naczelnym w Lublinie na spotkaniu w sprawach GN (to abp Życiński zaproponował stworzenie naszego oddziału w Lublinie). Arcybiskup osobiście dzwonił, by przypomnieć, że będzie czekał z kolacją, zadbał o nocleg. Mam także w pamięci spotkanie sprzed dwudziestu kilku lat z ks. prof. Życińskim w ramach kleryckiego tygodnia kultury. Audytorium kleryków okazało się nieliczne, co było dość żenujące. Komentarz ks. Życińskiego brzmiał mniej więcej tak: „Podziwiam heroizm zgromadzonych, którzy swój święty czas wolny poświęcają na rozważanie związków współczesnej kosmologii z wiarą”. Mówił, popijając ulubioną pepsi, która ściekała mu po ręce, w której trzymał szklankę. Ks. Jarosław Kwiecień, absolwent częstochowskiego seminarium, wspomina: „Wiedzieliśmy, że to wielki umysł. Na wykładach otwartych trzeba było dostawiać krzesła, a i tak niektórzy stali. Pamiętam jego prośbę: »Jak będę kończył wykład, to zróbcie przejście przez środek, bo muszę lecieć dalej«”. Miał ksywkę „Ziutek”. Choć wiedzę posiadał olbrzymią, był jakiś swojski, w dobrym tego słowa znaczeniu. Poważne wykłady okraszał zabawnymi historyjkami. Nigdy nie marnował czasu. Jeden z proboszczów, u którego ks. Życiński przebywał na wakacjach, opowiadał, że na lustrze w łazience wieszał karteczki z angielskimi słówkami i powtarzał je podczas golenia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Andrzej Grajewski

Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Świat”

Doktor nauk politycznych, historyk. W redakcji „Gościa” pracuje od czerwca 1981. W latach 80. był działaczem podziemnych struktur „Solidarności” na Podbeskidziu. Jest autorem wielu publikacji książkowych, w tym: „Agca nie był sam”, „Trudne pojednanie. Stosunki czesko-niemieckie 1989–1999”, „Kompleks Judasza. Kościół zraniony. Chrześcijanie w Europie Środkowo-Wschodniej między oporem a kolaboracją”, „Wygnanie”. Odznaczony Krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice, Krzyżem Wolności i Solidarności, Odznaką Honorową Bene Merito. Jego obszar specjalizacji to najnowsza historia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, historia Kościoła, Stolica Apostolska i jej aktywność w świecie współczesnym.

Kontakt:
andrzej.grajewski@gosc.pl
Więcej artykułów Andrzeja Grajewskiego