Nowy numer 13/2024 Archiwum

Anioł Ubogich

- Jestem tylko narzędziem, ołówkiem, który pisze to, co chce Bóg – mówiła Matka Teresa z Kalkuty

Zakurzony pociąg stukał głośno, a ona jechała wciśnięta między biedaków, kaleków, ślepców i trędowatych. Miała leczyć płuca świeżym górskim powietrzem, tymczasem wkoło roznosił się cuchnący zapach brudu i potu. Nie czuła jednak odrazy, choć ten kontakt z cierpiącą ludzkością był dla niej wstrząsem. – Wtedy poczułam – mówiła po latach – że Bóg chce, bym była z biednymi. Zanim dotarła na miejsce, wiedziała już, że ma opuścić klasztor i wyjść na ulice Kalkuty, by żyć pośród najuboższych z ubogich.

Lekcje w stajni
Matka Teresa niechętnie opowiadała później o tamtym doświadczeniu w drodze do Darjeeling. Nazywała je jednak „powołaniem w powołaniu”. Bo pragnienie, by zostać zakonnicą, poczuła 24 lata wcześniej, jako 12-letnia dziewczynka. Urodziła się w 1910 roku w macedońskim Skopje, w rodzinie albańskiej. Naprawdę nazywała się Agnes Gonxha Bojaxhiu. Imię Marii Teresy od Małego Jezusa przyjęła w wieku 18 lat, kiedy to wstąpiła do zakonu sióstr loretanek w Irlandii.

W Indiach odbywała swój nowicjat. Myśl o tym, by pracować wśród biednych pojawiła się w jej głowie jeszcze w dzieciństwie, jednak na jej realizację musiała długo czekać. Najpierw przez kilkanaście lat uczyła geografii dziewczęta z bogatych domów, a nawet była dyrektorką elitarnej szkoły w Kalkucie. Równolegle prowadziła jednak zajęcia w szkole powszechnej pod wezwaniem jej świętej patronki. Lekcje odbywały się w pomieszczeniu przypominającym stajnię albo po prostu na podwórku. To wtedy po raz pierwszy zobaczyła, w jakich warunkach jedzą i śpią dzieci z najbiedniejszych rodzin. „Nie można już znaleźć gorszej nędzy” – zapisała w swoich notatkach. Ale odkryła też wówczas, jak wielką radość sprawia jej zwyczajny gest, jakim było położenie dłoni na każdej brudnej główce dziecka. A one zaczęły nazywać ją „Ma”, co znaczy tyle co „mama”.

Czy mogę już iść do slumsów?
– Pan Bóg o wszystko się zatroszczy – miała odpowiedzieć arcybiskupowi, który pytał, z czego będzie żyć i gdzie mieszkać. Nie od razu przyszła zgoda na opuszczenie zgromadzenia sióstr loretanek. Hierarcha zdecydował, że nie zatwierdzi jej prośby skierowanej do Rzymu wcześniej niż za rok. Ona jednak ponawiała swoją prośbę za pośrednictwem kierownika duchowego, ojca Van Exema. Po kilku miesiącach arcybiskup wyraził zgodę. Kiedy przyszedł dekret z Watykanu, pierwsze pytanie Błogosławionej brzmiało: – Ojcze, czy mogę od razu iść do slumsów?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Szymon Babuchowski

Kierownik działu „Kultura”

Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Przez cztery lata pracował jako nauczyciel języka polskiego, w „Gościu” jest od 2004 roku. Poeta, autor pięciu tomów wierszy. Dwa ostatnie były nominowane do Orfeusza – Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego, a „Jak daleko” został dodatkowo uhonorowany Orfeuszem Czytelników. Laureat Nagrody Fundacji im. ks. Janusza St. Pasierba, stypendysta Fundacji Grazella im. Anny Siemieńskiej. Tłumaczony na język hiszpański, francuski, serbski, chorwacki, czarnogórski, czeski i słoweński. W latach 2008-2016 prowadził dział poetycki w magazynie „44/ Czterdzieści i Cztery”. Wraz z zespołem Dobre Ludzie nagrał płyty: Łagodne przejście (2015) i Dalej (2019). Jest też pomysłodawcą i współautorem zbioru reportaży z Ameryki Południowej „Kościół na końcu świata” oraz autorem wywiadu rzeki z Natalią Niemen „Niebo będzie później”. Jego wiersze i teksty śpiewają m.in. Natalia Niemen i Stanisław Soyka.

Kontakt:
szymon.babuchowski@gosc.pl
Więcej artykułów Szymona Babuchowskiego