Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Krzyż na skórze

George już przy pierwszym spotkaniu i wzajemnym przedstawieniu z dumą pokazuje mi krzyż wytatuowany na przegubie dłoni. Uczy się polskiego, bo pracuje w turystyce. Egzotyczny w Egipcie język ułatwi mu karierę zawodową.

Coraz więcej Polaków przyjeżdża przecież nad Nil i Morze Czerwone na wakacje. George, który jest jak na południowca nieśmiały, otwarcie deklaruje chęć małżeństwa z Polką. Rozmowy o tym, jak jest w Polsce, pochłaniają większość spędzanego razem czasu. Przeraża go perspektywa polskiej zimy i brak znaczącej egipskiej diaspory nad Wisłą. Bo Egipcjanie – w odróżnieniu od Turków, Palestyńczyków czy Algierczyków – nie lubią emigrować, choć popychają ich do tego trudne warunki życia w ojczyźnie.

Bardziej po europejsku
Mimo iż nosi zwyczajne dla Koptów arabskie nazwisko, na imię ma George – wymawiane z francuska: żorż. Z tą manierą można się na Bliskim Wschodzie spotkać coraz częściej. – Tak jest bardziej po europejsku – mówi bez ogródek, bo chrześcijanie tutaj, ale także w Libanie, Jordanii czy Syrii, lubią podkreślać w ten sposób swój związek ze światem Zachodu. „Antoine” wypiera tradycyjnego chrześcijańskiego „Antuna”, „John” – „Juhannę”, a „George” – „Girgisa”. Chrześcijanie – zwłaszcza od czasów kolonialnych – łatwo ulegali pokusie demonstracyjnego podkreślania bliskości duchowej i mentalnej do Europy i Europejczyków. Także tych przybywających do krajów Lewantu jako okupanci. Potęgi kolonialne chętnie korzystały z usług swych współwyznawców władających miejscowymi językami: arabskim, tureckim czy perskim. Niestety, dla stanowiących większość w kolonizowanych krajach Bliskiego Wschodu muzułmanów takie zachowanie zbyt często ocierało się o zdradę. Odczuli to boleśnie na przykład Asyryjczycy w Iraku, którzy najpierw ochoczo służyli w brytyjskich formacjach policyjnych, by potem stać się celem pierwszego pogromu (w 1933 roku) po uzyskaniu przez kraj niepodległości. Także w Egipcie wykształceni w cudzoziemskich szkołach Koptowie nieproporcjonalnie często zajmowali najwyższe stanowiska w administracji, wielu było adwokatami, lekarzami czy inżynierami.

Swój chrześcijanin
Ze znajomymi muzułmanami George wita się i żegna wylewnie, używając typowo muzułmańskich zwrotów, choć istnieją neutralne. – Tak jest lepiej – tłumaczy, i natychmiast dodaje: – Ale ty sobie nie myśl za dużo. My tu wszyscy żyjemy w przyjaźni i pokoju. Nie ma różnicy: chrześcijanin – muzułmanin. Wszyscy jesteśmy Egipcjanami. W 1973 roku muzułmanie i Koptowie, ramię w ramię, wyparli Izraelczyków znad Kanału Sueskiego! Był tam nawet generał Kopt! To typowe słowa, które cudzoziemiec w Egipcie i innych krajach Bliskiego Wschodu słyszy jak mantrę. – To powiedz mi, George, po co przed katedrą koptyjską na Abbasiji (dzielnica Kairu) musieliście postawić taki wiernopoddańczy billboard, ze słowami skierowanymi do prezydenta Mubaraka: „…zaprawdę w Twojej epoce zaznaliśmy spokoju i rozkwitu…”? – pytam. – Nie widziałem podobnych deklaracji muzułmańskich pod meczetami. – Nie – przerywa mi George zniecierpliwiony – tu wszyscy dziękują prezydentowi. Jedni tak, drudzy inaczej. A za jego rządów naprawdę czujemy się bezpiecznie. – No dobrze, a starcia w Koszeh, a zamieszki w Aleksandrii, a ta historia sprzed kilku lat, kiedy uczeń ugodził koptyjskiego nauczyciela nożem? – To się zdarza w każdym kraju – odpiera, cmokając w arabskim geście zaprzeczenia – ale teraz rząd i prezydent naprawdę bronią nas przed islamskimi ekstremistami. Napastników z Koszeh osądzono, a wieś przemianowano nawet na as-Salam („pokój”).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy