Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Nie religia, ale spotkanie

Barbara Bożek jest katechetką w Zespole Szkół Przemysłu Spożywczego w Krakowie

– Katecheta musi być bardziej świadkiem niż nauczycielem. Ale też nauczycielem! Bardzo ważne są relacje. Bez tego nie osiągnę żadnego celu. Muszę dobrze słyszeć i widzieć mojego ucznia, wiedzieć, kim on jest. Przez spotkanie z nim, prowadzić do spotkania z Bogiem. To jest trudne w 30-osobowej klasie, ale trzeba próbować.

Staram się przyjmować postawę zapraszającą. Często posługuję się zwrotem „zapraszam was do...”. Do określonych postaw, wartości, do pewnego stylu życia. I jednocześnie pokazuję, że to działa, że można żyć Ewangelią. Młodzież często odrzuca naukę Kościoła, zwłaszcza w zakresie moralności. Bunt przeciwko wymaganiom etycznym przenoszą na całość. Mówią, że Kościół i Ewangelia są do niczego. Staram się im uświadomić, że nikt nie potrafi spełnić wszystkich wymagań Ewangelii. Dlatego właśnie się spotykamy, bo nie umiemy. Nie używam słowa religia. Mówię – spotkanie. Ważne są jasne komunikaty, czytelne zasady, to nie może być tylko „głaskanie”. Czasem trzeba uderzyć pięścią w stół. Musi być jasne „nie” i jasne „tak”.

Moją ulubioną metodą są dni skupienia. Jako nauczyciel mam prawo do wycieczki przedmiotowej. Zabieram jedną klasę na pół dnia do pobliskiego klasztoru. Zawsze są z nami wychowawca i ksiądz. Zaczynamy od ciastek, luźnej rozmowy, wyjaśnienia, o co chodzi. Potem jest katecheza. Mogę zastosować różne metody pracy w grupach, jakąś aktywizację, czasem film, śpiew itd. Jest okazja do spowiedzi. Jest Msza św. Staram się zaangażować ich w liturgię. Dostają na karteczkach teksty czytań. Wspólnie je czytamy. Każdy ma podkreślić jedno zdanie, które jest dla niego ważne. Wypisujemy intencje modlitwy.

Początek jest zawsze trudny. Potrzebny jest czas na oswojenie. Siłę trzeba czerpać od Ducha Świętego, inaczej nie da rady. Uczniowie testują każdego nauczyciela, ale katechetę w sposób szczególny. Dlaczego? Bo katecheta reprezentuje pewien świat. Oni oczekują od niego o wiele więcej niż od innego nauczyciela. Ma ich rozumieć, ma być dobry, cierpliwy itd. Nieraz odreagowują jakieś swoje zranienia, braki w wychowaniu. Może nawet oskarżają Boga. Ciągle słyszą, że Bóg ich kocha, ale nie doświadczają tego w swoim życiu. Niedostatek miłości wyładowują w agresji skierowanej na katechetę. Mają nieraz fałszywy obraz Boga, Kościoła. Moim zadaniem jest im pokazać prawdziwe oblicze Boga.

Nie jest łatwo podtrzymywać relacje. Składam im na początku roku obietnicę, że można na mnie liczyć. Oni tę obietnicę weryfikują, trzeba się tego trzymać. Najtrudniej jest wtedy, kiedy widzę ich biedę – materialną, duchową – i nie wiem, jak im pomóc. Wielu z nich ma bardzo ciężkie życie. Kiedy np. zaraz po religii mają klasówkę z matematyki, to muszę z nimi być, muszę stanąć obok. Nie forsować na siłę swojego programu. To jest sposób na pokazanie, że interesuje mnie ich życie.

Jest też wiele porażek. Wychowanie jest procesem, potrzebny jest czas. Cieszę się, że spotkam moich uczniów po wakacjach. Wiem, że mam im coś do zaoferowania. I to jest dobre. To przecież przekaz życia. Wiecznego!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy