Nowy numer 17/2024 Archiwum

Niesmak

Coraz częściej przekonujemy się, że polityka nie jest tą sferą życia, którą chcielibyśmy gościć w naszych domach

Po ostatnich wydarzeniach zaproponowałem w redakcji, że teraz będę już pisał tylko o ptaszkach, motylkach i kwiatkach, bo o polityce już naprawdę się nie da. Pewnie, że to przeżyjemy, partyjni liderzy wyjaśnią lub zaciemnią wymowę faktów, by uspokoić elektorat, ale niesmak pozostanie. Tak jak w historyjce o panu domu, który dzwoni do swojego przyjaciela, żeby już nie przychodził do nich z wizytą, bo ostatnio zginęła srebrna cukiernica. "Ależ ja jej nie wziąłem!", zarzeka się przyjaciel. "Tak, tak, my to wiemy, bo znaleźliśmy ją następnego dnia, ale niesmak pozostał". Coraz częściej przekonujemy się, że polityka nie jest tą sferą życia, którą chcielibyśmy gościć w naszych domach.

Zanim jednak zaczniemy potępiać konkretnych polityków, sugerując, że to ich wyjątkowa nieudolność albo niedopuszczalny cynizm powodują zniesmaczenie, zwróćmy uwagę na parę być może marginalnych, ale nie do końca nieistotnych okoliczności. Zarówno na Węgrzech, jak i w Polsce kompromitacja rządzących mogła się dokonać dzięki nadzwyczajnemu postępowi elektroniki. Podobnie zresztą było z aferą Rywina. Mikrofony i kamery śledzą osoby publiczne dosłownie wszędzie. Proces ten postępuje; jeszcze niedawno obserwowany widział błysk flesza paparazzich, teraz nie ma na to szans.

Rzecz jasna nie tłumaczy to nagannego zachowania, ale gdyby ktoś chciał dla lepszego efektu przywołać przykłady dawnych mężów stanu, to przede wszystkim musiałby przypomnieć, że dostęp do władzy – jawny lub tajny – był raczej trudny, co ułatwiało utrzymanie autorytetu. Druga kwestia to powód kuszenia cnotliwej Renaty. Coraz częściej donoszą nam z całego świata demokratycznego, że wybory są rozstrzygane "o włos", a zdarza się, że ostateczne wyniki budzą wątpliwości znacznie później (tak było we Włoszech i Meksyku, a w 2000 r. w USA). System wyborczy staje się problemem demokracji; niewykluczone, że wkrótce tylko te wybory będą rozstrzygalne, w których zagłosuje nieparzysta liczba wyborców).

Gdyby różnice były wyraźniejsze, nie trzeba by tak gorączkowo zabiegać o pozyskanie pani Beger. Nie byłoby też tak karkołomnych prób skonstruowania koalicji wody z ogniem, albo "wielkich koalicji", w których partie naturalnie opozycyjne współrządzą, zamiast się zwalczać. Przypuszczam, że te kłopoty z nadmierną równowagą wymuszą jakieś zmiany w praktyce demokratycznej, jeszcze demokracja nie umarła i coś na pewno wykreuje. Tymczasem jednak nie wiadomo, co robić, więc na wszelki wypadek lepiej zachowywać się przyzwoicie, jak mawiał Antoni Słonimski.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy