Nowy numer 13/2024 Archiwum

Mam żonę i dwójkę dzieci

Powie ktoś, że gdyby nie było celibatu, nie byłoby problemów, zgorszeń i złamanych życiorysów.

Znowu byłem w bibliotece. Dużej, fachowej, daleko od domu. Koło południa zrobiłem sobie przerwę, zszedłem do hallu, wyjąłem z torby kanapki, termos. Z sąsiadującej czytelni wyszedł... . No tak, to on. Znajomy ksiądz. Poznał mnie, choć nie widzieliśmy się ładnych parę lat. Zniknął wtedy. Jak kamień w wodę – nikt nie wiedział, gdzie się podział. Przysiadł się do mnie, zaczęliśmy od wspomnień. „Co robisz?” – zapytał w końcu. Wiesz, że piszę, to i czasem muszę w bibliotece posiedzieć. A ty? „Też piszę, tłumaczę, ale nie to chcesz pewnie wiedzieć.

Mam żonę i dwójkę małych dzieci”. Domyślałem się tego. Przed laty dlatego tak dyskretnie zniknął, by nikogo nie urazić, parafian nie zgorszyć, a przecie z kapłaństwa odejść. Nie śmiałem zapytać o najważniejsze, czy, mianowicie, znalazł radość i sens życia. Bo skoro porzucił kapłaństwo, to znaczy, że czegoś szukał. Domyśliłem się z jego słów, że to, co zrobił, nie było przypadkową „wpadką”. Zatem – decyzją? Czym spowodowaną?

Ilu księży przeżywa podobne rozterki? Nie mam pojęcia. Wie się o tych, którzy odeszli. Czasem dyskretnie, czasem robiąc wiele zamętu wokół siebie i oskarżając innych. Powie ktoś, że gdyby nie było celibatu, nie byłoby tych problemów, zgorszeń i złamanych życiorysów obojga. To nie takie proste. Celibat jest tylko jednym wątkiem całej sprawy. Innym, czy nie ważniejszym, jest styl naszego, księżowskiego, życia i pracy. Obie te dziedziny w istocie stanowią jedno: moja praca jest moim życiem, moje życie jest moją pracą.

Choćby dlatego, że mieszkam „w pracy”, czyli na plebanii, gdzie siłą rzeczy wciąż jestem w zasięgu wszystkich. Prywatność – tak potrzebna, by nie dostać kręćka – jest wąziutkim marginesem życia. W mniejszych miejscowościach nie sposób nawet oddzielić finansów parafialnych od osobistych – każda „kupka” pieniędzy jest tak mała, że można sensownie nimi gospodarzyć, składając je w jedno. Nie wspomnę o urlopach, które stają się wspomnieniem z czasów wikariatu.

Pusta plebania doskwiera. Można sobie kupić psa. Ale zostawiony sam i często głodny, będzie wył. Czasem trudno to wszystko unieść. Wtedy wystarczy jakaś życzliwa dusza, która okaże trochę osobistego zainteresowania. I to, co nie było łatwe, staje się jeszcze trudniejsze. Jak pomóc uprzedzając najgorsze? I kto ma to uczynić?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy