Nowy numer 17/2024 Archiwum

Zapomniany Apostoł

Bartłomiej, jak wielu prawdziwych uczniów Jezusa, nie zadbał o autoreklamę. Nie pozostawił po sobie pomników, dzięki którym następne pokolenia mogłyby podziwiać jego pracę. Jego listem byli ci, którym opowiedział o Jezusie.

Znamy go pod imieniem Bartłomiej. Ale w Polsce mógłby się nazywać Bogdan, syn Tolmaja. Bo „bar Tholmai” to właściwie nie imię, a określenie, czyim był synem. Prawdziwe, podane tylko przez ewangelistę Jana, brzmi Natanael. Ono zaś w języku hebrajskim znaczy tyle samo co „Bóg dał”. Takie samo znaczenie ma słowiańskie imię Bogdan.

Autorzy Nowego Testamentu piszą o nim niewiele. Właściwie tylko Jan w swojej Ewangelii przytacza historię jego powołania. Bardzo tajemniczą. „Czy może być coś dobrego z Nazaretu? – spytał Natanael, gdy Filip powiedział mu o Jezusie. „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym” – wyznał Natanael, gdy Mistrz uświadomił mu, że widział go pod figowym drzewem. Przez wieki czytający Ewangelię zastanawiają się, cóż takiego pod owym figowcem się wydarzyło. Czy – jak to było wtedy w zwyczaju – Natanael nauczał lub studiował Biblię, chroniąc się w cieniu drzewa przed skwarem? Czy wyznawał w skrytości serca swoje grzechy? A może oparł się jakiejś wielkiej pokusie? Nie wiadomo. W każdym razie musiało to być coś, o czym Jezus nie miał prawa wiedzieć. A jeśli wiedział, to musiał być Synem Bożym. Pochodzący z Galilejskiej Kany „prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”, zdecydował się pójść za Nazarejczykiem. I poświęcił Ewangelii swoje życie.

Po zesłaniu Ducha Świętego ruszył w świat głosić Dobrą Nowinę. Tradycja chrześcijańska nie jest jednak pewna, w jakim kierunku. W każdym razie nie do Imperium Rzymskiego. Jedni wspominają jego obecność w dalekich Indiach, inni w afrykańskiej Etiopii. Możliwe, że nauczał nieco bliżej, w Mezopotamii i wśród Partów lub – jak chcą inni – w Arabii. Męczeńską śmierć miał ponieść w Albanopolis, ukrzyżowany, ścięty albo – jak chce późniejsza tradycja – obdarty ze skóry na rozkaz króla Armenii. Może rzeczywiście w swojej pracy misyjnej wiele podróżował, gnany niecierpliwym pragnieniem, by wszyscy jak najszybciej usłyszeli wieść o nadchodzącym Bożym królestwie? Bo w uszach wciąż brzmiały mu słowa Zmartwychwstałego: „Nauczajcie wszystkie narody”.

Za patrona obrali go sobie rzeźnicy, garbarze i introligatorzy. Ale Bartłomiej może być też patronem tych wszystkich, którzy nie dbając o rozgłos, poświęcają się cichej pracy dla dobra Ewangelii. Nie, wcale nie dlatego, że – jak mawiają złośliwi – obdarli go ze skóry. Jak wielu prawdziwych uczniów Jezusa nie zadbał o autoreklamę. Nie pozostawił po sobie pomników, dzięki którym następne pokolenia mogłyby podziwiać jego pracę. Jego listem byli ci, którym opowiedział o Jezusie. Listem dla nas, żyjących dziś w Europie, mało czytelnym, gdyż zazwyczaj niewiele wiemy o dawnej, zniszczonej przez islam, świetności chrześcijaństwa na Wschodzie. Prawdziwy Izraelita, w którym nie było podstępu. Tylko troska o to, by podobać się Bogu. n

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy