W jednym krótkim momencie swego ziemskiego życia Jezus ujawnił swe Bóstwo. Szara podróżna szata stała się bielsza od śniegu.
Ten sam Jezus, o którym mówiono: „Czy nie jest to cieśla, syn Maryi?”, objawia swą chwałę wobec najbliższych Mu apostołów – Piotra, Jakuba i Jana. Oni, choć strwożeni, zostaliby przy Nim na tej górze jak najdłużej: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy, bo kiedy Ty jesteś wielki, my – Twoi uczniowie – także tacy jesteśmy. Postawmy więc namioty, zostajemy przy Tobie”.
Ale Jezus chwilę później znowu staje się taki, jaki był niedawno. Taki zwyczajny, w przetartej szacie. Namioty już do niczego się nie przydadzą, bo pora schodzić z wysokiej góry. Pora zejść na ziemię.
W Ogrójcu byli ci sami apostołowie co na tej górze. Wtedy jednej godziny nie potrafili przy Nim czuwać. A co z nami? Chętnie chcemy mieć udział w chwale Jezusa, ale nie w Jego męce. „Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe”. Jest jednak dla nas nadzieja.
Ojciec daje nam swojego umiłowanego Syna i przemawia do nas głosem z obłoku: „Jego słuchajcie”. A Syn daje nam dziś siebie, rozdawany ludzkimi rękoma pod postacią zwykłej białej Hostii. Bóg jest tak pokorny, że ukrywa swoją wielkość…
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.