Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Neutralizacja moralności

Myśl wyrachowana: Neutralność światopoglądową do szkoły wolno wprowadzać, ale najpierw trzeba ewakuować ludność.

Nadchodzi rok szkolny, a z nim nowa edukacja seksualna. Nowa, bo obowiązkowa, chyba że rodzice złożą pisemny sprzeciw. Dotąd kto chciał, żeby jego dziecko brało udział w lekcjach przygotowania do życia w rodzinie, mógł sobie tego życzyć i nikomu to nie przeszkadzało. Nikomu, z wyjątkiem grupki ludzi, którzy w tej sprawie nie mają nic do gadania. Bo co takiej Joannie Senyszyn do tego, jak ktoś wychowuje swoje dzieci? Co do tego Magdalenie Środzie, co Wandzie Nowickiej? Tymczasem takie właśnie osoby najgłośniej domagają się powszechnego „uświadomienia seksualnego” w szkołach.

Stanowią margines, ale tak krzykliwy, że robi wrażenie większości. Proszę przysłuchać się, co jazgoczą – że Polacy są niezdolnymi do wychowania dzieci prymitywami. Bo co innego, jeśli nie to właśnie oznaczają jeremiady o jakoby żenującym poziomie wiedzy polskiej młodzieży o seksie? O czym innym miałoby świadczyć to darcie szat nad tym, że małolaty nie wiedzą, gdzie, jak i z kogo drzeć szaty? Czym, jeśli nie wyrazem pogardy, jest to ciągłe jaruganie nas za odstawanie od „europejskich standardów”? Niedawno psychoterapeuta Robert Rutkowski oznajmił w TVN24: „Nasza edukacja seksualna jest na poziomie takich terminów jak: fajfus, fujarka, indor, siurek, pisiorek, piczka, kuciapka”.

Ten „pisiorek” to pewnie członek PiS? Oj, to rzeczywiście trzeba ratować młodzież. Zwolennicy „standardów europejskich” zrobią to chętnie, bo są, jak mówią, neutralni światopoglądowo. W praktyce oznacza to, że chcą zneutralizować każdego, komu nie pasuje ich światopogląd. Zmuszenie rodziców do pisania oświadczeń jest ich kolejnym sukcesem. Stąd już tylko krok do pełnego przymusu uczestnictwa w „seksie”. To mała pociecha, że u nas program przygotowania do życia w rodzinie jest bezpieczny. Nie mamy żadnej gwarancji, że nauczyciel jest bezpieczny. A program łatwo zmienić i „postępaki” nie ustają w usiłowaniach, żeby to się stało. Już wyśmiewają nauczycieli, którzy mają uprawnienia, ale nie są moralnie neutralni. Już opracowują swoje podręczniki, już formują lotne brygady deprawatorów i wpraszają się z nimi do szkół.

Co więc robić? Kto nie potrzebuje tych zajęć, niech dziecko wypisuje. Im więcej będzie takich „oszołomów”, tym trudniej będzie wprowadzić przymus seksedukacji. A wszyscy niech bacznie obserwują, czego się tam uczy i kogo się zaprasza. W dziedzinie tak wrażliwej jak seksualność zdeprawować dzieci jest łatwiej niż politykowi obiecać wyborcom dobrobyt. Dla „neutralnych” to żaden problem, bo dla nich cokolwiek człowiek robi, i tak skończy w ziemi. Pan Jezus jednak ostrzegł, że gorszycielom dzieci lepiej byłoby skończyć w morzu z kamieniem młyńskim u szyi. Trzeba się w końcu zdecydować, kogo słuchamy – Nowickiej czy Jezusa. My wychowujemy dzieci nie dla grobu, tylko dla wieczności. One naprawdę nie muszą mieć wyprawki, własnego biurka i komputera, ale czystą duszę muszą mieć. Duchowy analfabeta tego nie pojmie. Ale czy to powód, żeby jego analfabetyzm włączać do programu nauczania?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy