Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Miłość z marszu

Myśl wyrachowana: Miłość inaczej służy zbawieniu inaczej

Przez Warszawę przeszła Parada Równości pod hasłem „Kochaj bliźniego swego”. Poprzedniej takiej imprezie przyświecało hasło „Nie lękajcie się”. Jak widać, środowiska gejowsko-lesbijskie inspirują się głównie Biblią. Może to i dobrze. Znam księdza, który jeszcze za PRL-u przygotowywał młodą kobietę do chrztu. Kiedyś zapytał ją, jak to się stało, że uwierzyła w Jezusa. – Przeczytałam „Opowieści biblijne” Kosidowskiego i to jakoś tak na mnie podziałało – powiedziała. Gdybyż władza ludowa wiedziała, jak poskutkuje propagowana przez nią książka! Ona miała właśnie wykoślawić Słowo Boże. Miała zamieszać w głowach, narobić wątpliwości i skłonić do odejścia od wiary. Ponieważ zdobycie prawdziwej Biblii było wtedy prawie niemożliwe, Kosidowski miał pole do popisu. A jednak zawarte tam słowo Boże, choć fragmentaryczne i podane w sosie fałszywych interpretacji, okazało się skuteczne.

Może i teraz poskutkuje. Bo tegoroczni paradowicze szli pod bardzo właściwym hasłem. Prosili przecież nas wszystkich o miłość. Miłość bliźniego obowiązuje zawsze i dotyczy wszystkich. Zwłaszcza tych zagubionych. A nie ma gorszego zagubienia niż trwanie w grzechu i wysługiwanie się mu. Ci ludzie, nieświadomie domagający się rozszerzenia w świecie władzy diabła, są naprawdę w potrzebie. I mało kto potrzebuje miłości właśnie tak jak oni. Ta miłość, wbrew obiegowym opiniom, nie jest uczuciem i nie oznacza uległości i pobłażliwości. Oznacza gotowość podjęcia wszelkich działań, które służą dobru osoby kochanej. Nie zawsze są to działania miłe tej osobie, tak jak nie jest miła konieczna operacja chirurgiczna. Tak – gdy trzeba było – robił Jezus. Gdy lał biczem przekupniów w świątyni i wywracał ich stoły, nie sprawiał im tym przyjemności. Ale na pewno ich kochał, bo Bóg jest miłością. I właśnie z powodu miłości sprawił im tę przykrość, bo kto robi targowisko z rzeczy świętych, ten szkodzi przede wszystkim sobie. Bo człowiek jest świątynią.

Dlatego nie są żadnymi dobrodziejami ludzkości politycy w rodzaju Ryszarda Kalisza, Kazimierza Kutza czy Joanny Senyszyn. I cóż to za dobro oferują paradowiczom, gdy razem z nimi domagają się zamiany ołtarza na kram z najgorszym badziewiem? Gdy ze świątyń zrobią domy publiczne, nie spotkają w nich Boga. I nie pomogą zapewnienia postępowców, że Bóg jest „miłosieeerny”. Nic nie da uspokajanie, że Pan Jezus zbawia z automatu i nie ma znaczenia, co człowiek z siebie robi.

Bóg jest miłosierny, a nie miłosieeerny. To wielka różnica. Z powodu miłosierdzia chce zbawienia wszystkich, ale uzależnia je od ludzkiej decyzji, bo nas szanuje. Choć chce dobra każdego, nikogo nie zmusza, żeby je wybrał. Miłość bliźniego wymaga, żebyśmy przynajmniej nie ułatwiali bliźnim drogi ku zgubie. Uczestnicy parad bardzo nas o to proszą. Napisali przecież, żebyśmy się ich nie lękali, tylko kochali.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy