Nowy numer 17/2024 Archiwum

Skazani na odszkodowanie

Myśl wyrachowana: Nie wystarczy wygrać w Sądzie Najwyższym. Jest jeszcze sprawa w Sądzie Ostatecznym.

Pani W. z Łomży miała chorego syna. Gdy zaszła powtórnie w ciążę, chciała ją przerwać. Lekarz jednak stwierdził, że dziecko jest zdrowe i odmówił usunięcia. Gdy się urodziło, okazało się, że ma tę samą wadę, co pierwsze dziecko.

To było parę lat temu. Pani W. pozwała wówczas lekarzy i szpital o milion czterysta tysięcy złotych odszkodowania za tzw. złe urodzenie. To taki wymyślony niedawno termin prawniczy. Wynika z niego, że dobre urodzenie chorego dziecka byłoby wtedy, gdy go nie było. Autorzy terminu czerpali chyba natchnienie z westernów, gdzie mówiło się: „dobry Indianin to martwy Indianin”. Zamienili tylko Indianina na „płód” i gotowe. Pani W. najwyraźniej podzielała ten pogląd. Mówiła bez ogródek, że córka urodziła się z winy lekarzy. Pokazując malutką Moniczkę i starszego synka, skarżyła się przed kamerą, że przecież takie chore dzieci kosztują, a ona z mężem nie ma z czego ich utrzymać.
Sąd przyznał mimowolnej matce, bagatela, 60 tysięcy złotych jako odszkodowanie za to, że nie dopuszczono jej do badań prenatalnych. Sprawą zajęła się Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Złożyła skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego.

Sąd rozpatrzy ją 13 października. O tym fakcie, jako sukcesie, na pierwszej stronie poinformowała przed tygodniem „Wyborcza”. Tekst ocieka współczuciem dla państwa W., „których spotkało potępienie ze strony części mieszkańców Łomży”. Państwo W. są nauczycielami, mieszkanie małe, a miasto odmawia przyznania większego. Ale co tam warunki. Najważniejsze jest dobro dzieci. „Rodząc kolejne dziecko, skazywałam je na cierpienie” – użala się pani W.
To jest to słowo: SKAZYWAŁAM. Skazać można na śmierć, nie na życie. Tu kryje się istota aborcyjnego fałszu, wedle którego człowiek jest odpowiedzialny za jakość poczętego dziecka i za to, że się urodzi. Byłaby to prawda, gdyby człowiek był stwórcą innego człowieka. Gdyby pani W. ulepiła sobie z gliny figurkę i potrafiła tchnąć w nią życie, wtedy faktycznie odpowiadałaby za jej stan. Gdyby zaś przed oddaniem figurki do użytku zwróciła się do instytucji kontrolującej jakość, aby ta zaopiniowała, czy jej dzieło może żyć – wtedy część odpowiedzialności ponosiłaby ta instytucja.

Różnica między dziećmi a figurkami jest jednak zasadnicza, bo ludzie nie są stwórcami ludzkiego życia. Oni je tylko przekazują, nie mając wpływu nawet na płeć ani kolor włosów. To, co się przekazuje, nie jest własnością „doręczyciela”, a skoro tak, to doręczyciel nie ma prawa tego niszczyć.
Nikt nie skazuje dzieci na cierpienie dlatego, że pozwolił im się urodzić – za to jest odpowiedzialny Pan Bóg. Jeśli pani W. skazała oboje swoich dzieci na cierpienie, to z zupełnie innego powodu. Takiego mianowicie, że będą skazane na dozgonną świadomość, że żyją wbrew woli mamy. Będą cierpiały dlatego, że matka całemu światu ogłosiła, że jej dzieci są jej szkodą. Czy w tych warunkach będzie możliwe szczere „kocham was?”. Może tak, ale pod adresem pieniędzy z „odszkodowania”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy