Nowy numer 17/2024 Archiwum

Jeszcze o organistach

Do napisania listu skłoniła mnie korespondencja autorstwa pana Kaszuby zamieszczony w GN nr 1/2008. Jestem organistą w parafii na Dolnym Śląsku.

Zdaję sobie sprawę z tego, jak wygląda stan muzyki w wielu świątyniach i dlatego całym sercem łączę się z panem Kaszubą w jego apelu: „Muzyka w Kościele umiera! Biję na alarm!”. Owszem, są organiści, którzy są fachowcami, ale niestety więcej jest osób, które nigdy nie powinny zasiąść do kontuaru organowego! Tacy „organiści” grają nierytmicznie, nie potrafią poprawnie zharmonizować pieśni (nie umieją rozeznać, kiedy należy posłużyć się harmonią modalną, a kiedy systemem dur-moll; często są to tylko przypadkowo uderzone akordy), grają w złym tempie (przeważnie zbyt wolno, zamiast prowadzić lud, to poddają się ludowi).

Nasi duszpasterze dbają o różne sprawy związane z życiem parafialnym, ale muzyka jest traktowana po macoszemu. Skąd się to wzięło? Przecież muzyka od wieków była i jest nieodłącznym i ważnym elementem obrzędów w Kościele rzymskim. Dlaczego dziś poziom muzyki jest tak zatrważająco niski? Winę za to ponoszą proboszczowie, ale i biskupi diecezjalni. Proboszczowie oszczędzają na posadzie organisty, a biskupi nie mają kontroli nad kształtem muzyki w diecezji. Wzorem są dla mnie dwie archidiecezje: katowicka i krakowska.

Tam istnieją: statusy organisty, szkoły diecezjalne kształcące i dokształcające organistów, komisje muzyki kościelnej. Taka komisja ma wpływ na to, kto zostaje zatrudniony jako organista, sprawdza umiejętności i poziom wiedzy kandydata (nie tylko wiedzy muzycznej, ale także liturgicznej), organizuje szkolenia, dni skupienia, warsztaty, udaje się do parafii diecezji, bez zapowiedzi odwiedza dany kościół i sprawdza, jak organista radzi sobie w czasie Mszy św.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy