Nowy numer 17/2024 Archiwum

Czerwony autobus- Przemienieni

Ojcze, jak ty to zrobiłeś, że na twoje imię młodym śmieją się oczy? – dziwi się Maciek Syka

Szarpnęło. Maciek Syka, chłopak siedzący po uszy w hip-hopie rozsiadł się na siedzeniu autobusu. Nagle z tylnych siedzeń usłyszał strzępki rozmowy. Kilku młodych chłopaków żywo dyskutowało: „To co, jedziemy do Romy, tak jak rok temu? Parę zupek chińskich, do tego kilka bochenków chleba, zrzutka na paliwo i możemy ruszać na rocznicę. Audicą mojego taty”. Maciek podszedł do nich. Zagadnął. A już po chwili zatłoczony pojazd komunikacji miejskiej usłyszał opowieść o tym, kim dla tych młodych ludzi był Jan Paweł II. Rok temu byli w Rzymie, na pogrzebie. Jednak najważniejsze zmiany w ich życiu zaszły trochę później.
„Wiesz, to był bez wątpienia wielki człowiek. On dał podwaliny pod coś, co zaczyna się dopiero teraz rodzić. To całe hasło »Pokolenie JPII«, to nie wymysł mass mediów. My naprawdę tak się czujemy. To nie jest tak, jak myślą niektórzy, że my, młodzi ludzie, nie potrzebujemy Boga. Ja myślę, że potrzebujemy go chyba bardziej, niż np. nasi rówieśnicy żyjący w XVII, XVIII wieku. Bo żyjemy w czasach, gdzie zewsząd emanuje zło kunsztowne. Papież zaś był tym, który pokazywał nam, swoim przykładem życia, że dobra jest znacznie więcej niż tego, co złe” – mówi podekscytowany ogolony na łyso Michał.

Przystanek. Ludzie wysiadają, wsiadają. Tylko jedna pani cały czas słucha rozmowy, niedowierzając chyba do końca w to, co słyszy. Czy grupka młodych może w zwykłym autobusie prowadzić takie dysputy? Widać, że chłopaki naprawdę żyją tym, o czym opowiadają. Przez głowę Maćka przelatują setki myśli: „Jak to jest, drogi Ojcze Święty, że będąc zwykłym człowiekiem, doprowadziłeś do tego, że jeszcze rok po twojej śmierci, na samo twe imię w ludzkich sercach odzywa się taki entuzjazm i radość wiary?”.

Z rozmyślań wybija go głos najwyższego z czworga chłopaków: „Wiesz stary, kiedy Papież jeszcze żył, w soboty chodziło się na dyskoteki. Miałem wtedy dziewiętnaście, dwadzieścia lat. To były imprezy: tańczyliśmy na parkiecie po osiem godzin bez przerwy. Do domu wracaliśmy dopiero około czwartej, piątej nad ranem. Od razu szliśmy spać. W mojej rodzinie była jednak pewna zasada: ojciec kazał nam wstawać zawsze na „Anioł Pański”, by posłuchać i zobaczyć Jana Pawła II. Wspólne, niedzielne śniadanie mogliśmy przespać. Jednak jego już oglądaliśmy przed telewizorem całą rodziną.

A teraz to naprawdę jest jeszcze dopiero początek! – mówi potężnie zbudowany chłopak – bo ja dopiero po śmierci Papieża zacząłem chodzić do kościoła. I chodzę do dziś. Wcześniej oglądaliśmy z rodzicami ten „Anioł Pański” i potem często oni szli sami na Mszę. Nam się nie chciało. Nie rozumieliśmy taty. Jednak byłem rok temu na pogrzebie Jana Pawła II, wśród tysięcy ludzi widziałem szczęśliwe rodziny. Ojcowie z dziećmi na ramionach stali w wielogodzinnych kolejkach do bazyliki. Obok nich stały żony. Wiem, że tego widoku nie zapomnę. Chciałbym kiedyś być takim ojcem. Dlatego teraz co niedzielę jestem na Mszy wraz z bratem i rodzicami. Uczę się odkrywać w niej to, co odnajduje mój własny ojciec. Jakąś siłę i radość. Papież byłby chyba ze mnie dumny?” – kończy dryblas.

– Ilu jest jeszcze takich, młodych ludzi, w których w tamtą noc 2 kwietnia coś drgnęło? – pomyślał Maciek. Autobus zatrzymał się. Chłopak wysiadł na zmarznięty, szary chodnik.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy