Nowy numer 13/2024 Archiwum

Czy(m) polszczyzna zagrożona?

O niepokojących zjawiskach we współczesnej polszczyźnie z dr Grażyną Majkowską, językoznawcą z Uni-wersytetu Warszawskiego, rozmawia Agata Puścikowska.

Agata Puścikowska: Co z tą polszczyzną? „Cofamy się do tyłu”, żeby użyć popularnego językowego błędu, czy może zmierzamy ku świetlanej, językowej przyszłości?
Grażyna Majkowska: – Daleka jestem od wizji katastroficznej: polszczyzna ma wśród języków europejskich ugruntowaną pozycję. Nie sądzę też, by Polacy w dającej się przewidzieć przyszłości chcieli się wyzbyć własnego języka. W opinii społecznej jest on bowiem ciągle dobrem najwyższym; 90 proc. dorosłych mieszkańców Polski wskazało go jako podstawowy czynnik tożsamości narodowej (obok wspólnej historii i religii).

A jakie zjawiska najbardziej zagrażają językowi?
– Bardzo niebezpieczne jest obniżenie poziomu nauczania polszczyzny w szkole podstawowej i średniej, wymagań dotyczących poprawnego posługiwania się polszczyzną na uniwersytetach, i – co się z tym wiąże – w mediach, a nawet wydawnictwach. Niebezpieczne jest również traktowanie języka jedynie jako narzędzia porozumiewania się. Coraz częściej słyszę, że wypowiedź publiczna powinna być przede wszystkim skuteczna. Jej wartości etyczne i estetyczne przestają się liczyć. Sprawność w posługiwaniu się polszczyzną została utożsamiona z komunikacyjną skutecznością, a nierzadko ograniczona do opanowania schematów kilku podstawowych form polszczyzny urzędowej (np. listu motywacyjnego, podania etc.)

Coraz mniejsza znajomość (nawet bierna) frazeologii i leksyki biblijnej wśród młodych wykształconych Polaków powoduje niemożność zrozumienia wielu tekstów kultury, nie tylko religijnych. Z tego niezrozumienia wynika często postawa arogancji wobec tego, co tradycyjne, zakorzenione, co zyskuje miano „staroci”. Młodzi czują się jedynie zobligowani do sprostania najnowszym trendom, także w języku.

Młodzi wręcz tworzą trendy językowe. A ekspansja ich stylu jest przez wielu uważana za główną winowajczynię niszczenia polszczyzny.
– Niepokojące jest przecenianie walorów języka młodzieżowego, jego swoista nobilitacja w mediach, nieuzasadnione utożsamienie młodzieżowości z nowatorstwem i odświeżaniem skostniałej rzekomo polszczyzny rodziców i dziadków. Miejsce języka staromodnych intelektualistów zajął język celebrytów, jako atrakcyjniejszy medialnie. Młody profesjonalista dzień zaczyna od lektury plotek na „Pudelku”. Stąd kariera słowa wypasiony, przyzwolenie na określenia przekraczające granice dobrego smaku (np. słowozaje… i wszelkie jego odmiany), swoista moda na przesadny emocjonalizm w tekstach, które wymagają polszczyzny wyważonej i starannej. Obserwuję nierzadko językową bezradność młodych, gdy przyjdzie im się zmierzyć z opisem zjawisk wykraczających poza codzienne doświadczenie.

Infantylizowanie języka mediów wynika z założenia, że odbiorca domaga się, by go ciągle bawić. Mam wrażenie, że banalnej językowej papki jest w mediach więcej niż (słusznie) krytykowanych wyrażeń wulgarnych.
– Polszczyzna zdań wielokrotnie złożonych, bo tylko w takiej można pokazać i opisać skomplikowaną rzeczywistość, przechodzi powoli do lamusa. Prosto i skutecznie – tak dziś należy mówić i pisać. Banalizacja, uproszczona wizja świata, przesadna emocjonalizacja to zjawiska być może groźniejsze niż zapożyczenia czy wulgaryzacja. Rezygnacja z wysokich wymagań, także językowych, które powinniśmy stawiać osobom wypowiadającym się publicznie, jest niebezpieczna, bo prowadzi do przyzwolenia na bylejakość języka i myślenia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy