Nowy numer 17/2024 Archiwum

Topienie dziewczynek i inne „dyscypliny”

W Chinach nawet za drobiazg można trafić na kilka lat do obozu pracy – mówi Krzysztof Łoziński

Jacek Dziedzina: Co się dzieje w Chinach na krótko przed olimpiadą?
Krzysztof Łoziński: – W ramach przygotowań do olimpiady zabito już przynajmniej kilkaset osób. Zmarły w czasie tortur. Władze chińskie, żeby mieć spokój w czasie igrzysk, postanowiły spacyfikować wszelką opozycję, prawdziwą bądź wydumaną. I to jest pierwszy namacalny efekt przyznania Chinom organizacji olimpiady.

Kto ma prawo urodzić się w Chinach?
– Teoretycznie rodzina chińska ma prawo mieć jedno dziecko w mieście, a na wsi dwójkę. Ale stosowanie tych przepisów jest już zróżnicowane względami lokalnymi, zamożnością, pozycją społeczną itd. W praktyce ta polityka jest nieskuteczna, bo istnieje spontanicznie duży opór ludzi przeciwko poddawaniu się tym ograniczeniom. I tylko od czasu do czasu urzędnicy odpowiedzialni za kontrolę urodzeń wpadają gdzieś w nagły szał represyjnego stosowania prawa. Odbywają się wtedy „naloty” na różne wsie i przymusowe aborcje.

Nic się nie zmieniło przez ostatnich kilkanaście lat?
– Ostrze represji stępiło się trochę na skutek powszechnego oporu: ukrywania dzieci, korupcji, przymykania na to oczu przez władzę i różnych innych dziwnych historii. Ale ciągle są organizowane łapanki i zdarza się, że nawet w 8. miesiącu ciąży dokonuje się aborcji, co prawo każdego kraju uznałoby za morderstwo.

A prawdą jest, że nawet po urodzeniu „ponadplanowemu” dziecku wstrzykuje się do głowy truciznę?
– Tak są regularnie zabijane dzieci w szpitalach zaraz po urodzeniu. Ale mniej tego jest w dużych miastach, takich jak Szanghaj. Tam pan tego nie znajdzie, to są raczej sporadyczne przypadki. Natomiast na prowincji jest znacznie gorzej, zwłaszcza w Tybecie i w Sinkiang. W tym drugim jest w ogóle najgorzej z przestrzeganiem praw człowieka, znacznie gorzej niż w Tybecie, tylko świat tego nie widzi.

Są jakieś konkretne statystyki?
– My odnotowujemy relacje ludzi, ale nie spotkałem się z żadnym dokładnym wyliczeniem. Można przypuszczać, że ok. 1,5 mln dzieci rocznie jest w różny sposób zabijanych: albo w szpitalach, albo przez samych rodziców, albo w sierocińcu. W sierocińcach po prostu nie karmi się dzieci, zamyka się je w ciemnych salach i czeka, aż umrą. To jest mocno udokumentowane, a nawet sfilmowane. Ale jest jeszcze inny problem. W powszechnej w Chinach tradycji konfucjańskiej kobieta po ślubie przechodzi całkowicie do rodziny męża. I nie daje rodzicom żadnego zabezpieczenia na starość. Tylko syn zapewnia im opiekę. W sytuacji gdy władze pozwalają mieć tylko jedno dziecko, wszyscy chcą mieć syna. Jak się urodzi dziewczynka, to chcą się jej pozbyć i „zwyczajnie” topią ją w rzece lub mordują w inny sposób. I to się zdarza dość często. Wynika to zarówno z prymitywizmu moralnego tych ludzi, jak i z polityki państwa, dla którego jest to zastępcza metoda aborcji. Poza tym w konfucjanizmie tylko syn może odmawiać modlitwy i palić kadzidełka za duchy przodków. Oni to traktują niezwykle poważnie. Ojciec się boi, że po śmierci, jeśli nie będzie odprawiony obrzęd, to z nim jako duchem będą się działy złe rzeczy. Dlatego koniecznie chce mieć syna. Brak syna w rodzinie to jest tragedia. A skoro mogą mieć tylko jedno dziecko, to chcą się pozbyć dziewczynki. Konfucjanizm przez wieki funkcjonował, i nie było z tym problemu: nie było syna, to się płodziło kolejne dzieci. Dopiero polityka komunistów wymusiła takie brutalne praktyki.

Na zewnątrz „nowy komunizm” chiński wydaje się bardzo atrakcyjny i wielu ludzi na Zachodzie uległo jego czarowi.
– Kraj się wzbogacił, to prawda. Ale ja chciałbym przypomnieć pewien fakt historyczny, o którym wszyscy zapominają. W Niemczech hitlerowskich następował wzrost gospodarczy jeszcze szybszy. Sam wzrost dobrobytu nie świadczy o tym, że jest lepiej. Trzeba to jasno powiedzieć: ze wzrostu gospodarczego nie wynika ani demokratyzacja, ani poprawa poszanowania praw człowieka, ani liberalizacja życia – nic takiego się nie dzieje. I jest wiele takich przykładów w historii, że społeczeństwa, które miały doskonałe wyniki gospodarcze, były jednocześnie najbardziej represyjne wobec swoich obywateli.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny