Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Odchudzanie portfeli

Jest drogo, będzie jeszcze drożej. I mimo bogacenia się części społeczeństwa, nie wszyscy nadążają za cenowym skokiem.

Regularni klienci sklepów spożywczych czują to wyraźnie: z tygodnia na tydzień wracają z zakupów z większym rachunkiem. Przy zakupie tego samego mleka, sera, chleba. Na przykład w Rzeszowie, jeszcze we wrześniu kilogram żółtego sera średniej klasy kosztował 16 zł. Miesiąc później za ten sam ser trzeba było zapłacić blisko 20 zł, a w listopadzie aż 23 zł. Czyli o prawie 44 proc. więcej! W jednym z katowickich sklepów osiedlowych duży chleb w październiku kosztował 3,50 zł, a w połowie listopada już 4,30. A kostka dobrego masła – w październiku 3,70, teraz 4,40.

Na pytanie o przyczyny ostatnich podwyżek nie ma jednej, krótkiej odpowiedzi. Nie można wszystkiego zrzucić na rząd – odchodzący lub przychodzący (w zależności od sympatii politycznych), na producentów lub klęski żywiołowe.

Smok jest głodny
Z pewnością susze i powodzie w kilku częściach świata oraz majowe przymrozki w Polsce przyczyniły się do tegorocznych podwyżek. To drugie dotyczy głównie owoców, zwłaszcza jabłek i śliwek, co widać w statystykach (patrz wykres). Natomiast produkty zbożowe są droższe, bo klęski żywiołowe przyniosły niską podaż w krajach nią dotkniętych. – Spowodowało to zwiększenie zapotrzebowania na polskie zboże – potwierdza Jakub Lutyk z Ministerstwa Finansów. – Podobna sytuacja dotyczy rynku produktów mleczarskich, na którym występuje zwiększony popyt światowy – dodaje.

Jednym z największych odbiorców naszych produktów są Chiny. Eksport na ten niezwykle chłonny rynek wpływa bezpośrednio na wzrost cen w Polsce. Z kolei Rosjanie, paradoksalnie, przyczynili się do zatrzymania naszych cen mięsa, wprowadzając embargo na polskie produkty mięsne. To prosty mechanizm. Jeśli czegoś nie można sprzedać na zewnątrz, tylko u siebie, ceny zawsze są niższe. Duży popyt i eksport do innych krajów zawsze oznacza podniesienie cen wewnętrznych. Nie można, oczywiście, wyciągać z tego mylnego wniosku, że powinniśmy być wdzięczni Rosjanom za blokadę polskiego mięsa. Zatrzymanie eksportu na dłuższą metę ma więcej negatywnych konsekwencji w gospodarce krajowej: producenci mniej zarabiają, nie podwyższają płac lub są zmuszeni do redukcji liczby pracowników, co w prostej linii prowadzi do zwiększenia się bezrobocia itd.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny