W każdym okresie poprzedzającym każde wybory oszałamiająco popularne jest hasło "Ja nie mam na kogo głosować". Ono jest bardzo podobne do zdania, które od wieków wygłaszają kobiety przed pełną szafą: "Ja nie mam co na siebie włożyć".
Nie, to nie znaczy, że te kobiety kłamią albo się mylą. Skoro mówią, że nie mają co na siebie włożyć, to widać nie mają. Ale przecież w końcu coś wkładają, bo raczej rzadko zdarza się, żeby jakaś pani paradowała po ulicy w stroju Ewy. Pewnie te panie nie są zadowolone z tego, co włożyły, ale jednak wybrały w końcu coś z tego, czego nie miały do włożenia. Pytanie więc, co zdecydowało o wyborze niezadowalającej bordowej spódnicy i beznadziejnego czarnego żakietu, a nie tej fatalnej sukienki i debilnego kapelusza. Bo coś przecież zadecydowało. Żakiet okazał się lepszy od sukienki, beznadziejne wygrało z debilnym. Zawsze coś tam człowiek wybierze, gdy musi. Konieczność to często dobra rzecz.
Pytanie, czy mamy podobną konieczność, gdy stoimy przed szafą pełną polityków i jak zwykle nie mamy na kogo głosować. A nie mamy na kogo, bo ten głupi, ten dziobaty, ten krawat ma źle dobrany, a ten jest nawet fajny, ale jego dziadek należał do Koła Gospodyń Wiejskich. Ten cynik, ten pijak, świnia i krwiopijca, ten ateista, a ten składa rączki w kościele i do Komunii lata. Ten z kolei do Komunii lata całe już nie był. A tamten całe lata wysługiwał się komunie. A ten jest świetny, tylko że nie kandyduje. Zresztą wszyscy kradną.
Myślą Państwo pewnie, że teraz powiem: „Nie! Są na świecie politycy, którzy nie zabijają, nie kradną, nie cudzołożą, nie kłamią, nie piją” i coś tam jeszcze. Mają Państwo rację – powiem to: są tacy politycy. Na cmentarzu. Wszyscy inni mają jakieś wady, nabyte drogą popełnienia przez prarodziców grzechu pierworodnego. To nikogo nie usprawiedliwia, ale na szczęście rzadko kto ma wszystkie wady naraz i nawet między draniami jest różnica. Ci, którzy stosują zasadę „cel uświęca środki”, przynajmniej cel mają święty. Bo wielu teraz takich, co i środki, i cel mają paskudny. I jedni, i drudzy są fatalni, ale jednak jedni są lepsi od drugich, bo drudzy są gorsi od jednych.
Bierz co dają
Zwierzę się Państwu: ja nie miałbym na kogo głosować, nawet gdybym sam kandydował. Ale poszedłbym do wyborów i oddałbym głos na siebie, choć z dużą niechęcią, a nawet z obrzydzeniem. No bo czy można zaufać takiemu człowiekowi? Ja już tyle razy wykręciłem sobie i innym takie numery. A ile ja już sobie i innym naobiecywałem! Że będę taki, że siaki, że to zrobię, a tamtego zaprzestanę. I co? Spytajcie mojej żony. Albo lepiej nie pytajcie.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się