Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Nasze wybory

To już piąte powszechne wybory prezydenckie. O wynikach poprzednich decydowały zarówno wielkie debaty telewizyjne, jak i różne prowokacje, symboliczne słowa i gesty.

W PRL nie było urzędu prezydenta, lecz organ kolegialny – Rada Państwa – który miał funkcję czysto dekoracyjną. Zmieniło się to w ostatnich miesiącach PRL, gdy powstała idea stworzenia urzędu prezydenta, którym miał zostać gen. Wojciech Jaruzelski. Wyboru dokonał parlament, a prezydentura generała została zaplanowana przy Okrągłym Stole, jako gwarancja nienaruszalności podstawowych interesów elity politycznej PRL. Po kontraktowych wyborach w czerwcu 1989 r. straciła na znaczeniu i we wrześniu 1990 r. Sejm skrócił kadencję Jaruzelskiego oraz znowelizował konstytucję, co otworzyło drogę do pierwszej, wolnej i powszechnej prezydenckiej elekcji.

Nowy początek?
Do wyborów powszechnych parł przede wszystkim obóz Lecha Wałęsy, niezadowolony z tempa zmian wprowadzanych przez premiera Tadeusza Mazowieckiego. Zaplecze Wałęsy stanowili wówczas bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy, którzy stworzyli Porozumienie Centrum, pierwszą silną partię na polskiej prawicy. Wałęsa jednak reprezentował wówczas znacznie większą część społeczeństwa. Wszystkich tych, którzy byli rozczarowani słabościami III Rzeczypospolitej – obiektywnymi, wynikającymi ze zmian systemowych, zwłaszcza w gospodarce, upadkiem szeregu przedsiębiorstw, utratą bezpieczeństwa socjalnego, wreszcie rosnącym bezrobociem, ale także brakiem rozliczeń z komunistami, którzy nie tylko że weszli do III RP bezkarnie, ale wielu z nich stało się głównymi beneficjentami zachodzących zmian.

Wałęsa budował swoje struktury wyborcze głównie na „Solidarności”, która całkowicie wsparła swego przywódcę w walce o urząd prezydenta. Później przyszło jej za to drogo zapłacić kolejnymi kompromisami i stopniową marginalizacją społeczną i polityczną. Za Wałęsą stała także w znacznym stopniu młodzież oraz środowiska pracownicze, zwłaszcza w dużych miastach. On sam prowadził jesienią 1990 r. bardzo intensywną kampanię pod hasłem „Nowy początek”, stawiając przede wszystkim na bezpośredni kontakt z ludźmi. Nie stronił w niej od populizmu, obietnic masowego uwłaszczenia oraz ostrego podkręcania społecznych nastrojów. Na jego wiece przychodziły tłumy. Kampania premiera Mazowieckiego, realizowana pod hasłem „Siła spokoju”, była niemrawa, bez pomysłu i polotu. Kandydaturą Włodzimierza Cimoszewicza nikt się nie przejmował, gdyż wiadomo było, że ani on, ani lider KPN, Leszek Moczulski, nie mają szans na wejście do II tury.

Tymiński nokautuje Mazowieckiego
Początkowo nikt nie zwrócił uwagi, że na kilka tygodni przed wyborami do Polski przyleciał nieznany nikomu Stan Tymiński z Peru i zadeklarował, że będzie ubiegał się o urząd Prezydenta RP. Tymczasem to on miał się stać czarnym koniem tej rozgrywki wyborczej. Otoczony sztabem, w którym byli także ludzie związani w przeszłości z peerelowską bezpieką, przeprowadził bardzo efektywną kampanię. Zabiegał w niej głównie o głosy polskiej prowincji, elektoratu słabiej wykształconego, szczególnie boleśnie doświadczonego zmianami. Tymiński ludzi „Solidarności” nazywał złodziejami, których obwiniał o całe zło, jakie w Polsce się wydarzyło po 1989 r. O PRL milczał, a swoim wyborcom prezentował się jako niezależny kandydat z ludu. Wszystkim obiecywał wszystko. Prezentował także ciągle „czarną teczkę”, w której rzekomo miały się znajdować kwity kompromitujące Wałęsę. W pierwszej turze, którą wygrał Wałęsa (33 proc.), Tymiński (23,1 proc. głosów) nieoczekiwanie pokonał Mazowieckiego (18 proc.) i wszedł do decydującej rozgrywki. Dla znacznej części społeczeństwa sukces Tymińskiego był szokiem. Upokorzony premier Mazowiecki podał się do dymisji i został zastąpiony przez gabinet Krzysztofa Bieleckiego, wysuniętego już przez Lecha Wałęsę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy