Nowy numer 13/2024 Archiwum

Sekunda po sekundzie

Znamy zapis rozmów w kokpicie rozbitego prezydenckiego tupolewa. Ale najważniejsze pytanie o przyczynę katastrofy pozostaje bez odpowiedzi.

Liczący 40 stron zapis rozmów z czarnej skrzynki samolotu został sporządzony w Moskwie 2 maja. Do Warszawy trafił dopiero 1 czerwca. Opinia publiczna poznała go dzień później. Minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller, który przywiózł go do Polski, zapewniał, że Rosjanie nie mają innej wersji tego dokumentu. I tu pierwsza zagadka.

Pod dokumentem podpisały się trzy osoby ze strony rosyjskiej i dwie ze strony polskiej. Jest też wypisane pismem maszynowym nazwisko trzeciego Polaka, ppłk. Bartosza Stroińskiego, dowódcy eskadry w specpułku. Ale brakuje jego podpisu. – Jestem tym zdziwiony – powiedział „Gościowi Niedzielnemu” ppłk Stroiński. Odmówił dalszego komentarza, bo – jak powiedział – podpisał pewne dokumenty (w domyśle: zobowiązujące go do milczenia). Telewizji TVN24 wyznał jeszcze, że podpisywał stenogram, ale najwyraźniej nie ten, który trafił do Polski.

Są więc wątpliwości co do tego dokumentu. Ale to pierwszy oficjalny tekst tej rangi, jaki został wydany po katastrofie. Dotąd mieliśmy jedynie strzępy informacji, pochodzące z wypowiedzi Edmunda Klicha – przedstawiciela Polski przy rosyjskiej komisji badającej katastrofę. A do tego mnóstwo często bzdurnych informacji oraz niezliczone spekulacje. Mimo zastrzeżeń, warto więc przeanalizować kluczowe momenty ze stenogramu. Pomoże nam w tym pilot i naukowiec w jednej osobie, jeden z najbardziej doświadczonych polskich lotników, który brał udział w badaniu wielkich lotniczych katastrof. Zastrzegł on jednak swoją anonimowość.

Może nie będzie tragedii
* 10:11:01 (czasu moskiewskiego)
– II pilot mjr Robert Grzywna mówi: „Nie, no ziemię widać… Coś tam widać… Może nie będzie tragedii…”. Te słowa nabiorą po katastrofie szczególnego znaczenia. Ale gdy były wypowiadane, mogły znaczyć tylko tyle, że lotnik spodziewa się, że warunki w Smoleńsku będą wystarczające do lądowania.

* 10:16:34 – „Ale dziesiąta i mgła” – dziwi się II pilot. Zdaniem naszego eksperta, o tej porze dnia mgły nie są jednak niczym niezwykłym.

* 10:21:17 – II pilot mówi do kapitana: „Ty patrz po kierunku. Arek, wysokość po odległości ci czytać?”. To zdanie, a także parę innych, jest prawdopodobnie namiastką tzw. briefingu. Jak mówi nasz ekspert, był to element potraktowany przez załogę po macoszemu. Kapitan powinien jasno stwierdzić, z jakich pomocy nawigacyjnych załoga będzie korzystać oraz rozdzielić funkcje, tzn. powiedzieć, kto będzie pilotem lecącym (kontrolującym ster), a kto nielecącym, czyli zajmującym się wszystkim innym, zwłaszcza łącznością. Tymczasem kapitan był jednocześnie pilotem lecącym i prowadził łączność z kontrolą lotów. Być może dlatego, że najlepiej z załogi znał język rosyjski. Jednak, zdaniem eksperta, oznaczało to nadmierne obciążenie jednej osoby.

* 10:24:49 – por. Artur Wosztyl, dowódca polskiego Jaka-40, który wcześniej wylądował w Smoleńsku, potwierdza, że widzialność wynosi około 400 metrów, podstawa chmur znajduje się grubo poniżej pułapu 50 metrów. (Później koledzy z Jaka będą jeszcze informować załogę tupolewa, że widzialność spadła do 200 metrów). Dodaje też, że 200 metrów od progu pasa startowego lotniska w Smoleńsku ustawiono dwa APM-y. To zamontowane na samochodach potężne reflektory, podobne do szperaczy znanych z filmów o II wojnie światowej. Świecą one nie w stronę nadlatujących samolotów, ale w przeciwną stronę, tak, by snopy ich światła przecinały się na progu pasa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy