Nowy numer 13/2024 Archiwum

Szwedzki raj

Dawanie klapsów w Szwecji jest całkowicie zakazane od 1979 roku. Nie zlikwidowało to wcale znęcania się nad dziećmi przez margines społeczny. Za to dobrzy rodzice przyłapani na dawaniu klapsa stają w Szwecji przed sądami.

– Sam broniłem ostatnio przed szwedzkim sądem Słowaka, który dał pojedynczego klapsa swojemu trzyletniemu dziecku – mówi Jerzy Misiowiec, adwokat od 30 lat mieszkający w Szwecji. – Matka dziecka zawiadomiła o tym policję. Ci państwo byli w trakcie rozwodu. Akurat mojego klienta sąd uniewinnił. Takie sprawy są jednak bardzo częste – relacjonuje Misiowiec. W Szwecji urzędnicy chętnie korzystają ze swoich uprawnień do odbierania dzieci rodzicom. Wystarczy, że nastolatek po kłótni z rodzicem zadzwoni na policję i nakłamie, że na przykład jest molestowany seksualnie. Machina wtedy rusza i często nie da się już jej zatrzymać, nawet jeśli nastolatek odwoła zeznania.

Musi zdarzyć się wyjątkowa tragedia, żeby szokujące decyzje urzędników przebiły się do mediów. Tak stało się w przypadku śmierci Daniela. Do jego matki, Marianny Sigstroem, dotarł Grzegorz Górny z pisma „Fronda”. 12-letni Daniel chorował na padaczkę. Szwedzcy urzędnicy uznali jednak, że Marianna jest „nadopiekuńcza” i „popełnia błędy w wychowaniu”. Daniel został jej odebrany i tułał się po rodzinach zastępczych. Słał do mamy dramatyczne listy z prośbami o pomoc. Matka jednak, choć walczyła o syna, miała sądowy zakaz zbliżania się do niego. Pierwszą rodzinę zastępczą tworzyła dla chłopca para narkomanów na odwyku, drugą stanowił samotny alkoholik. Nie wiedział, jak pomóc chłopcu w czasie ataków padaczki. Daniel u niego zmarł.

Pojedynczy opiekunowie zastępczy zdarzają się, bo w dotkniętej rozkładem tradycyjnej rodziny Szwecji już 70 proc. gospodarstw domowych jest jednoosobowych. – Część tych rodzin nie ma ani kwalifikacji, ani zainteresowań wychowawczych. To dla nich źródło utrzymania. Intencje twórców tego systemu były dobre, ale wykonanie szwankuje – uważa adwokat Jerzy Misiowiec. Mirosław Hrechorowicz ma podwójne obywatelstwo, szwedzkie i polskie. Dobrze zarabiał w Szwecji jako nauczyciel muzyki. Kiedy jednak jego córki osiągnęły wiek, w którym miały pójść do szkoły, Hrechorowiczowie spakowali się i wrócili do Polski, do Białegostoku. – Chcieliśmy dzieci wychować normalnie, mieć na nie jakiś wpływ. Tymczasem w Szwecji nie ma więzi rodzinnych takich jak w Polsce. Dotyka to też Polaków mieszkających w Szwecji, bo ich dzieci w szkołach nabywają szwedzkiej mentalności – uważa. Jego zdaniem, dzieci rzadko mają tam szacunek dla rodziców. – Kontakt rodziców z dziećmi to w Szwecji zazwyczaj katastrofa. Nie ma też mowy o przekazaniu dzieciom wiary czy tradycji. Nawet poziom nauczania jest w tym systemie fatalny, jest sporo przypadków analfabetyzmu – mówi.

Zakaz klapsów to w Szwecji jedno z wielu praw, które osłabiają pozycję rodziny. Prawa te wprowadziła socjaldemokracja podczas kilkudziesięciu lat nieprzerwanych rządów. W Szwecji to państwo przejmuje odpowiedzialność za wychowanie nowego pokolenia. – Wszystko jest podporządkowane kolektywowi. Prawa jednostki są mniej doceniane niż w innych częściach Europy, w zderzeniu z kolektywem przegrywają – uważa Jerzy Misiowiec. Jego zdaniem, Polska nie powinna szwedzkich rozwiązań kopiować. – Nadmiar regulacji niczemu dobremu nie służy – ostrzega.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy