Nowy numer 13/2024 Archiwum

Plotka stulecia

Dokładnie 70 lat temu mieszkańcy amerykańskiego stanu New Jersey zaczęli w panice opuszczać swoje domy. Powód? Usłyszeli w radiu, że zostali zaatakowani przez kosmitów.

Stany Zjednoczone, niedziela 30 października 1938 roku. Radiosłuchacze nastawiają odbiorniki na stację CBS. Jedna z audycji, zamiast reklamą, przerywana jest serią dziwnych komunikatów: na jedną z farm w New Jersey spadł nieznany obiekt. Na miejscu pojawia się reporter, który „na żywo”, przejętym głosem, relacjonuje bieg wydarzeń. Amerykanie dowiadują się, że z tajemniczego obiektu wychodzą jakieś potwory. „Panie i panowie, to jest najbardziej przerażająca rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem!” – krzyczy spiker. Wiadomość roznosi się szybko po całych Stanach Zjednoczonych. Przerażeni ludzie wpadają na policję, do kościołów i krzyczą „Koniec świata!”. Niektórzy trafiają do szpitali psychiatrycznych, są też ofiary śmiertelne.

Audycja?
Orson Welles chyba nie przypuszczał, jaką siłę rażenia ma przekaz medialny. To właśnie słynny aktor był autorem całego zamieszania. Przygotował bardzo sugestywną adaptację radiową powieści „Wojna światów” pisarza o podobnym nazwisku, Herberta George’a Wellsa. Całość została opracowana w taki sposób, że audycja rzeczywiście sprawiała wrażenie nadawanego na żywo reportażu. Generalnie wrażenie było takie, że USA zostały zaatakowane przez przybyszów z innej planety. Ponieważ napięcie przed II wojną światową było już wyczuwalne, audycja doskonale zagrała na ludzkich lękach i niepewności jutra. Oprócz drastycznych opisów komentatora „z miejsca zdarzeń”, słychać było odgłosy eksplozji. Coraz bardziej spanikowani słuchacze dowiadywali się, że spośród kilku tysięcy policjantów, wysłanych do walki z „najeźdźcami”, ocalało tylko stu. Mało tego. Potwory zaatakowały Nowy Jork, a ich wzrost przekraczał nawet wysokość największych drapaczy chmur. „Ludzie padają jak szczury” – spiker nadający „na żywo” tracił niemal głos.

Smak plotki
To chyba najsłynniejszy przykład, jak duży wpływ na społeczeństwo mogą mieć media i… plotka. Zresztą daleko szukać nie trzeba. Przecież całkiem niedawno połowa Polski, łącznie z poważnymi dziennikami, szukała wieloryba, który podobno baraszkował gdzieś w Wiśle. Dopiero później „okazało się”, że to zwykły wymysł dziennikarzy jednego z brukowców (niestety, ciągle namiętnie cytowanych z nazwy). „Plotka jest zawsze smakowita”, pisał Fiodor Dostojewski, a popularność plotkarskich czasopism tylko to potwierdza. „Plotka jest jak fałszywe pieniądze: porządni ludzie ich nie produkują, ale bezmyślnie przekazują dalej” – te słowa Claire Booth Luce, amerykańskiej pisarki i polityk, stały się niejako nieformalną definicją tego starego jak świat zjawiska. Plotka jest wykorzystywana nie tylko w sytuacjach towarzyskich lub w spektakularnych akcjach medialnych. Manipulatorzy giełdowi (niesłusznie zwani spekulantami) zdobyte informacje wykorzystują do manipulacji na rynku i często na plotce o upadku jakiejś spółki zbijają fortunę. Skutki są oczywiste.

Rezerwa to zdrowie
Słuchowisko „Wojna światów” było fikcją, w którą uwierzyły miliony Amerykanów. Mimo że tuż przed audycją zostało wyraźnie powiedziane, że to adaptacja słynnej powieści. Może nie wszyscy to usłyszeli. Reszta żyła już swoim życiem. Powszechny popłoch, ofiary śmiertelne i straty sięgające blisko 800 tys. dolarów (wtedy to było bardzo dużo) skłoniły jednak władze do zastanowienia się nad jakąś formą kontroli radia. Stacji CBS groziła nawet utrata licencji, zostało w tej sprawie wszczęte postępowanie. Skończyło się na karze pieniężnej. Sam Orson Welles po latach przyznał, że nigdy nie podjąłby się tego przedsięwzięcia, gdyby przewidział łatwowierność ludzi. W tym miejscu przypomina się skecz Bohdana Smolenia, popularny w latach 80. Prezenter telewizyjny wychodzi z domu, żeby nadać wiadomości wieczorne. Do akcji wkracza kochanek. Tymczasem na ekranie „mąż jej prezenter z kimś bardzo ważnym toczył rozmowę, a oni razem w pościeli zmiętej profanowali serwis krajowy”. Nagle drzwi się otwierają i do domu wchodzi podejrzliwy małżonek. „Wcześniej wróciłem, bo załatwiłem, by dziennik poszedł z magnetowidu”, śpiewa Smoleń. I kończy: „I z tego taki morał wynika, żeby z rezerwą traktować wszystko, co mówi do nas spiker z dziennika”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny