Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Pakistan w zawieszeniu

Po ustąpieniu prezydenta Musharrafa Pakistan ma trzy wyjścia: demokracja, wojna domowa lub kolejne rządy prozachodniego dyktatora.

Zachód nie może być obojętny na dalsze losy tego państwa z dwóch powodów. Po pierwsze, to jedyny kraj muzułmański, który posiada broń atomową, więc istotne jest, żeby ktoś przewidywalny przejął władzę po dyktatorze. Po drugie, mimo oficjalnych deklaracji, ani Amerykanom, ani Europie nie zależy szczególnie na demokracji w tym kraju. Silna ręka Musharrafa i jego przychylność dla wojny Zachodu z talibami w sąsiednim Afganistanie była wartością bezcenną. Dyktator, walczący z ekstremistami, był gwarantem w miarę swobodnych działań wojsk NATO przeciwko talibom. Przecież to Musharraf zezwolił Amerykanom bombardować kryjówki terrorystów na terytorium własnego kraju. Dopiero niedawno Musharraf odczuł, że poparcie USA słabnie. Mimo wszystko Zachód z jednej strony będzie mówił o konieczności budowania demokracji, z drugiej za nic nie zgodzi się na scenariusz, w którym ta demokracja wyniosłaby do władzy islamskich ekstremistów.

Dlaczego dyktator odszedł?
Prezydent Pervez Musharraf od dawna miał na pieńku z większością elit w swoim kraju. Zrezygnował ze stanowiska na dzień przed tym, gdy w parlamencie miał być złożony wniosek o wszczęcie procedury impeachmentu, czyli odsunięcia prezydenta od władzy. Musharraf poinformował o swojej decyzji w telewizyjnym wystąpieniu, tłumacząc, że impeachment doprowadziłby do destabilizacji w kraju. Po tym oświadczeniu na ulicach Islamabadu, stolicy Pakistanu, zaczęli świętować przeciwnicy prezydenta. Rządząca obecnie koalicja od początku była w opozycji do generała. Główny zarzut dotyczył zamachu stanu, którego Musharraf dokonał w 1999 r. W 2001 r. generał sam siebie mianował prezydentem. W 2007 r. wygrał kolejne wybory prezydenckie, mimo kontrowersji z tym związanych. W momencie startu w wyborach Musharraf był jeszcze wojskowym, a z szeregów armii wystąpił dopiero po wyborach. Ówczesna opozycja uważała, że Musharraf działa nielegalnie, obejmując funkcję głowy państwa. Sam zainteresowany dolał oliwy do ognia, kiedy zwolnił sędziów, którzy mogliby orzec o nieważności jego reelekcji. Musharraf uchodził za głównego w regionie sprzymierzeńca USA w walce z terroryzmem. Mimo wszystko zaczął jednak tracić poparcie wielkiego sojusznika. – Ten brak wsparcia ze strony Ameryki mógł mieć jakiś wpływ na jego odejście – uważa prof. Janusz Danecki z Uniwersytetu Warszawskiego. – Pamiętajmy też, że zbliżają się wybory w Stanach, a Demokraci, których kandydat może wygrać, są przeciwni dyktatorowi – dodaje.

Demokracja, dyktatura, chaos?
Nie wiadomo, jak się rozwinie sytuacja w Pakistanie. Obie partie przeciwne Musharrafowi łączyła tak naprawdę tylko niechęć do dyktatora. – Ochotę na fotel prezydenta ma zarówno Shariff z Pakistańskiej Ligii Muzułmańskiej, jak i mąż zamordowanej Benazir Bhutto, Zardari z Pakistańskiej Partii Ludowej – mówi prof. Danecki. – Oni są całkowicie ze sobą skłóceni. I jedni, i drudzy mają nastawienie antyekstremistyczne, ale ze sobą nie mogą się dogadać – dodaje. Na stabilizacji w Pakistanie zależy Zachodowi nie tylko w powodu guzika atomowego w Islamabadzie. I nie tylko z powodu toczącej się tuż za miedzą, w Afganistanie, wojny z talibami. Sąsiednie Indie są również zaniepokojone rozwojem wypadków. Od dawna istnieje konflikt między tymi państwami, między innymi z powodu nieuregulowanego statusu Kaszmiru. Pakistan powstał właśnie poprzez odłączenie się od Indii w 1947 r. W Kaszmirze większość stanowią muzułmanie, ale administracja jest w rękach wyznawców hinduizmu. Nieprzewidywalny polityk mógłby doprowadzić do wojny z rosnącą w siłę potęgą gospodarczą, która również posiada broń atomową. – Wojna domowa też nie jest wykluczona – zastanawia się Danecki. – Ale pamiętajmy jeszcze o armii, która jest poważną siłą w Pakistanie. W jej szeregach może znowu znaleźć się jakiś silny generał, który pociągnie za sobą resztę i może dokonać kolejnego zamachu stanu – Danecki nie wyklucza powtórzenia się historii z 1999 r. Ostatnie doniesienia z frontu w Afganistanie każą przypuszczać, że Pakistan będzie jeszcze ważniejszy dla NATO. Wojna z talibami nie toczy się według optymistycznych scenariuszy koalicji zachodniej. Dlatego też Ameryka i Europa nie będą patrzeć przychylnym okiem na taki rozwój sytuacji w sąsiednim Pakistanie, który mógłby całkowicie pogrążyć myśl o zwycięstwie. Jeśli będzie trzeba, poprą kolejną prozachodnią dyktaturę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny