Nowy numer 17/2024 Archiwum

Wskazani na rodziców

Brak dziecka najpierw pobolewa. Gdy mijają samotne miesiące, lata - boli coraz bardziej. Lekiem dla wielu jest adopcja ze wskazaniem. Lek to skuteczny, choć... ma skutki uboczne.

Tradycyjna adopcja w skrócie wygląda tak: małżeństwo zgłasza się do ośrodka adopcyjnego. Przechodzi przez szereg rozmów: z psychologiem, pedagogiem. Potem wizyta pań z ośrodka i spotkania warsztatowe: około ośmiu, co dwa tygodnie. Po tych przygotowaniach, jeśli „weryfikacja” przyszłych rodziców przebiegła pomyślnie, zakwalifikowana rodzina czeka na dziecko. W praktyce czasami dzieje się tak, że zza biurka „pomaga” niesympatyczna pani, warsztaty dla przyszłych rodziców są niemerytoryczne, a „niedyskretne” pytania o zarobki, wiek albo o pożycie małżeńskie wyprowadzają z równowagi.

Na forach internetowych można też przeczytać o przypadkach korupcji w ośrodkach („kto umebluje gabinet pani dyrektor, automatycznie dostaje dziecko szybciej”), złośliwościach i biurowej znieczulicy, w miejsce empatii i zaangażowania. Do adopcyjnych, niechlubnych legend przeszła już opieszałość ośrodków. A najbardziej chyba odstrasza czas oczekiwania na dziecko: w obiegowej opinii nawet do pięciu lat. Jeśli nawet powyższe opinie są przejaskrawione, trudno się dziwić, że przyszli adopcyjni rodzice coraz częściej wybierają „alternatywę”, czyli tzw. adopcję ze wskazaniem. Według jednych, „drogę na skróty”, która w skrajnych przypadkach może przybrać formę handlu dziećmi, według drugich – jedyną dobrą dla rodziców i dziecka formę adopcji.

Plusy dość dodatnie
Przy adopcji ze wskazaniem rodzice na własną rękę szukają mamy biologicznej. Pomagają zaprzyjaźnione położne, panie z pomocy społecznej, ludzie dobrej woli, co nie chcą patrzeć, jak kolejny maluch trafia do domu dziecka. Jednak głównym „informatorem” i pierwszym „pośrednikiem” w adopcji ze wskazaniem jest obecnie Internet. Fora internetowe pełne są ogłoszeń typu: „Bardzo chcemy z mężem adoptować dzieciaczka i nieważne, chłopczyk czy dziewczynka. Może mieć do trzech lat. Będziemy go bardzo, ale to bardzo kochać, bo już bardzo długo na niego czekamy. Nasz e-mail...”.

Ilość ogłoszeń typu „przyjmę” jest kilkakrotnie wyższa od anonsów typu „oddam”. Na ogłoszenie młodej ciężarnej dziewczyny, która „nie może wychować, a zrobić aborcji nie pozwala jej sumienie”, na otwartym forum odpowiada natychmiast kilka par. – Naszego synka szukaliśmy w sieci pół roku. Musieliśmy być pewni, że dziewczyna, która nam urodzi dziecko, naprawdę chce je oddać – opowiadają Agnieszka i Rafał, rodzice rocznego Dominika.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy