O walce zbrojnej z agresorem i duchowej z nienawiścią wobec Rosjan oraz o wdzięczności za pomoc Polaków mówi abp Światosław Szewczuk.
Którego z wojennych wydarzeń Ksiądz Arcybiskup nigdy nie zapomni?
Może pierwsze wzruszenie w czasie odwiedzin tych miast, których nazwy teraz znane są na całym świecie: Bucza, Irpień i Chostomel. One leżą 20 kilometrów od mojej katedry, przy której mieszkam. Kiedy wojsko rosyjskie się wycofało, zaraz tam pojechałem. Widziałem spalone czołgi rosyjskie i góry trupów na ulicach. To nie do opowiedzenia. Pojechałem nad zbiorową mogiłę, gdzie służby komunalne grzebały ciała zbierane z ulic. Stanąłem na jej skraju, patrząc na związane ręce zamordowanych, na pomordowanych mężczyzn i kobiety, żeby się za nich pomodlić. Wstrząsnęło mną pytanie: Panie, dlaczego to ja żyję, a oni są tam? Bo ja też byłem skazany na taki sam los, dzieliło nas od nich tylko 20 kilometrów. Panie, dlaczego ktoś wszedł na naszą ziemię, żeby zamordować tych ludzi, za co? To była naprawdę pełna emocji identyfikacja z tymi ofiarami. I to pytanie: Panie, dlaczego? Ono mnie cały czas niepokoi. Tak samo jak niepokoi każdego z naszych żołnierzy, gdy widzi, że towarzysz został zabity, a on nadal żyje. To jest egzystencjalne pytanie, bardzo głębokie, na które nie mam odpowiedzi.
W środku Europy mamy góry trupów i rzeki krwi. Czy rzeczywiście nie jesteśmy w stanie powstrzymać tej wojny?
Na pewno zawsze można zrobić więcej, ale my Ukraińcy już jesteśmy wdzięczni Europie, a zwłaszcza Polsce, za to, co robicie dla nas. Świat musi jeszcze zrozumieć, że to, co się dzieje na Ukrainie, to jest zbrodnia przeciwko ludzkości. To nie jest wojna lokalna, ona będzie miała skutki globalne, dlatego jest tak ważne, ażeby agresora powstrzymać. Moja ojczyzna stała się ofiarą, bo mamy pecha być bezpośrednim sąsiadem państwa, które upodla własnych obywateli. Jeżeli jednak nie powstrzymamy agresora, to on pójdzie dalej i przyniesie dużo zła całemu światu. Najgorsze jest to, że tą wojną stoi ideologia rosyjskiego świata, jednak jest to ideologia współczesnego nazizmu. Wszyscy słyszeli o Buczy czy Irpieniu, ale większe masakry dokonują się na wschodzie Ukrainy. Czy to jest sposób istnienia człowieka w trzecim tysiącleciu? Ta ideologia musi być potępiona.
Wciąż wielu polityków zdaje się tego nie widzieć…
Chciałbym zaprosić wszystkich polityków, którzy żyją w świecie iluzji, żeby przyjechali na Ukrainę. Na taką pielgrzymkę duchową, żeby to zobaczyć na własne oczy. Bo jeżeli o tych zbrodniach się czyta, słyszy czy ogląda je w telewizji, to jest to tylko informacja, ale jeżeli ktoś stanie w Buczy, zobaczy twarze dzieci, zgwałconych kobiet oraz usłyszy ich świadectwo, musi zacząć inaczej myśleć. A jeżeli widząc i słysząc to wszystko pozostanie takim, jakim był przedtem, to chyba ma kamienne serce.
We Włoszech często słyszałam głosy podziwu po tym, jak Polacy, wcześniej często oskarżani na światowych salonach o nacjonalizm, otworzyli przed uchodźcami swoje domy. Pamiętam zdziwienie jednej z dziennikarek, że u nas nie ma obozów dla uchodźców. Jak Ksiądz Arcybiskup odebrał tę naszą solidarność?
Byłem ogromnie pozytywnie zaskoczony. Bo świadectwo Polaków to nie była jedynie filantropia, ponieważ nasze narody miały niełatwą historię, zwłaszcza w XX wieku. To jest świadectwo, że lud polski jest ludem chrześcijańskim i wierzącym, bo wasze serca otworzyła na nas wiara w Boga. Przyjmując nas u siebie, jesteście świadkami Ewangelii, a tego nie da się udawać, to jest głęboko zakorzenione w chrześcijańskiej kulturze polskiej i teraz się sprawdza. Za to bardzo jesteśmy wam wdzięczni.
Mówi się, że to będzie najtrudniejsza zima od czasów II wojny światowej, jak się przygotowujecie?
Obecnie ruch uchodźców do Europy się zmniejsza. Coraz więcej ludzi decyduje się zostać, nawet jeżeli muszą być ewakuowani na inne tereny. Chcą zostać w swoim państwie. I musimy się nimi zaopiekować. Jedna trzecia mieszkańców Ukrainy musiała zostawić swe domy. Teraz wyzwaniem jest ta wewnętrzna solidarność, byśmy sami przyjmowali naszych uchodźców i tak jak wy otwierali przed nimi swoje domy. To się już dzieje. Na Ukrainie też nie ma obozów dla uchodźców. Czasem jednak potrzeby są większe od naszych możliwości, ale też staramy się temu jakoś zaradzić. Teraz ludzie nie chcą nawet chronić się na zachodniej Ukrainie, tylko szukają jak najbliżej swego domu miejsca, gdzie nie docierają rosyjskie bomby. Musimy dostarczyć pomoc, żywność, leki i przygotować dla nich miejsce, gdzie mogą przetrwać zimę. Rosjanie bombardują systematycznie infrastrukturę cywilną naszych miast, żeby np. ludzie nie mieli ogrzewania. W tej sytuacji szukamy alternatywnych rozwiązań na najbliższe miesiące.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się