Nowy numer 17/2024 Archiwum

Przeżył aborcję

Chłopczyk w 22. tygodniu ciąży przeżył swoją aborcję w szpitalu we Florencji. Urodził się zdrowy. Zmarł dopiero dwa dni później, w inkubatorze.

Jak to się stało? Otóż lekarze stwierdzili, że „płód” ma problemy z żołądkiem, a konkretnie niedrożność przełyku. Matka zapytała wtedy, czy może przeprowadzić aborcję. „Oczywiście, to jest twoje prawo!” – odpowiedzieli lekarze. Ginekolog zacisnął szczypce na główce dziecka i wyciągnął je na zewnątrz. I wtedy bardzo się zdziwił, ponieważ chłopczyk okazał się... całkowicie zdrowy. Miał tylko świeżą ranę głowy zadaną przez szczypce. Ważył pół kilo i miał 25 cm długości. Lekarz przerwał więc jego zabijanie i zaczął go ratować. Dziecko walczyło w inkubatorze o życie przez dwa dni. Zmarło ze względu na zbyt niedojrzałe narządy wewnętrzne. Włosi ogromnie tę sprawę przeżyli. Choć nie wszyscy tak samo. – Lewicowe gazety prawie o tym nie pisały – mówi ks. Mirosław Janiak, polski kapłan pracujący na Sycylii. – Bo 5-miesięczny płód to dla nich nie jest dziecko. A tu nagle rodzi się właśnie dziecko – relacjonuje.

Jeśli lewicowe gazety wspominały o sprawie, to wyłącznie jako o „błędzie służby zdrowia”. Media prawicowe odpowiadały: „Jaki błąd? To przecież morderstwo. Zabili dziecko”. W powstałym zamieszaniu lekarze ze szpitala św. Kamila w Rzymie zażądali wprowadzenia nowego prawa. Domagają się, żeby dzieci w piątym miesiącu życia płodowego, które przeżyją aborcję... nie ratować. – Sądzę, że ta propozycja nie przejdzie. Ale wielu Włochów przeżyło wstrząs głównie dlatego, że to dziecko urodziło się zdrowe. Gdyby miało tę niedrożność przełyku, nikt by o nim w gazetach nie pisał. Szpitalne lodówki są pełne takich dzieci – mówi ks. Janiak. Oburzenie we Włoszech narasta także dlatego, że nawet gdyby dziecko z Florencji miało niedrożność przełyku, to przecież i tak w ponad 90 proc. przypadków ta wada jest całkowicie wyleczalna. Wystarcza drobny zabieg chirurgiczny po urodzeniu.

W dodatku okazuje się, że włoscy lekarze przeprowadzają takie aborcje niezgodnie z prawem. Włoskie prawo pozwala na zabijanie nienarodzonych dzieci do trzeciego miesiąca. Później dopuszcza aborcję tylko wtedy, kiedy zagrożone jest życie lub zdrowie matki. Prawo nie wspomina, żeby powyżej trzeciego miesiąca można było zabić „płód uszkodzony”. Włoscy ginekolodzy jednak to prawo obchodzą. – Twierdzą, że matka nie wytrzymuje psychologicznie świadomości, że może urodzić chore dziecko. Czyli teoretycznie zagrożone jest jej zdrowie – mówi ks. Janiak. „Używa się medycyny, żeby decydować, kto będzie żył, a kto będzie zabity” – komentują włoskie media. I przypominają, że w kraju żyje już jeden chłopczyk, który przeżył własną aborcję. Mama chciała jego zabicia, bo badania wskazywały na jego upośledzenie. Dziecko jednak przeżyło i zostało wyleczone. Ma dzisiaj trzy lata. Być może kiedyś zapyta, skąd się wzięła dziwna blizna na jego głowie. Matka być może zrozumiała swój błąd, bo dzisiaj wychowuje swoje dziecko.

Matka dziecka z Florencji prawdopodobnie też ten błąd zrozumiała. Według włoskiej prasy, po aborcji modliła się, żeby jej synek przeżył, chciała go. Do podjęcia decyzji o aborcji przekonał kobietę jej przyjaciel, który jest chirurgiem. Dziecko ma imię, więc zapewne zostało w szpitalu ochrzczone. Część dziennikarzy mówi wprost, że ten chłopczyk jest męczennikiem. „Musiał być zabity jak baranek, złożony na ofiarę idei świata, w którym trzeba być zdrowym, żeby być szczęśliwym” – napisał włoski dziennik „Libero”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy