Nowy numer 38/2023 Archiwum

Chciałam walczyć ze smokami

Miała być artystką. Była żołnierzem elitarnej formacji, a ostatecznie została szczęśliwą zakonnicą.

I wtedy właśnie Jadwiga usłyszała rozmowę dwóch żołnierzy na siłowni. Jeden mówił: „Wiesz, że jedna z naszych żołnierek poszła do zakonu?”. Jadwiga uśmiechnęła się wówczas do Pana Boga i pomyślała: „Ależ byłoby śmiesznie, gdybym i ja poszła. Tyle dziwnych i niesamowitych rzeczy robiłam, że naprawdę byłoby to zaskakujące”.

Ta wizja była jednak dla sierżant Szczechowicz czystą abstrakcją.

Powrót do wiary

Kolejne lata to służba, a jednocześnie stopniowy powrót do wiary, własnej, osobistej. – Jezus zaczął we mnie żyć. Czułam coraz bardziej, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. On mnie wzmacniał, opatrywał moje serce, kształtował, formował. Jasne, że był ze mną wcześniej, jednak wtedy Go nie zauważałam.

Jadwiga otrzymała nowe zadanie: ochranianie ambasady w Moskwie. Wyjechała na rok do Rosji. Placówka była wymagająca. Żeby skutecznie pracować, potrzeba było wiedzy, doświadczenia, kolejnych szkoleń. Jadwiga regularnie w tym czasie praktykowała – modliła się i uczestniczyła w nabożeństwach.

– Ostatnia moja placówka to Luksemburg. Patrzyłam na świat i życie z wiarą. To miejsce było dla mnie święte i ważne. W jednym z kościołów posługiwał kapłan mówiący po angielsku. Któregoś dnia przełamałam się i po wielu, wielu latach przystąpiłam do sakramentu pokuty! Bóg cierpliwie, łagodnie i skutecznie rozbił moje serce. Mogłam w pełni uczestniczyć w Eucharystii.

Kobieta pokonała więc najstraszniejszego smoka: grzech, lęk, zamknięcie na działanie Boga w życiu. Do domu wróciła jesienią 2010 roku. Skończyła aktywny czas służby. Zostały jej cztery lata rezerwy. – Siedzieć na miejscu nie umiałam i nie chciałam. Tym bardziej że przemieniona przez Boga chciałam dawać coś od siebie ludziom. Skończyłam studia z nauk ścisłych. Ale to mi nie wystarczało, pragnęłam poznawać bliżej Boga, poświęcać Mu czas i energię. Podjęłam kolejne studia – nastawione na pomoc osobom niepełnosprawnym. I nadal wiedziałam, że to za mało – opowiada.

Najwyraźniej Pan Bóg chciał, by było „śmiesznie”. Do Jadwigi dotarło wówczas, że pragnie być siostrą zakonną. Że to jej droga! – Nawet nie wiedziałam, że są różne zgromadzenia, że mają różne charyzmaty – uśmiecha się. – Mój proboszcz wszystko mi jednak wytłumaczył i podał listę dziesięciu zgromadzeń, które znajdowały się niedaleko mojego domu. Mogłam wybierać.

Nowe zadanie potraktowała po wojskowemu: punkt po punkcie czytała o zgromadzeniach, w zdyscyplinowany sposób dzwoniła do wybranych. – Najpierw do albertynek, bo były pierwsze na liście. Nie odebrały telefonu. Pomyślałam: „Trudno”. Najbardziej spodobały mi się siostry od matki Teresy z Kalkuty. Żyją w ekstremalnym ubóstwie, pomagają najbiedniejszym, nie wytyczają granic swojej pracy – a to wydawało się idealne dla mnie. Bardzo przejmowałam się ubogimi, starałam się im pomóc. Widziałam też, że w pojedynkę, bez odpowiednich narzędzi, nie potrafię nic zdziałać. Chciałam dołączyć do wspólnoty, grupy ludzi, która ma odpowiednie narzędzia i umie działać skutecznie.

Jednak siostry kalkucianki dały Jadwidze warunek: przyjmą ją, lecz dopiero za rok, gdy skończy jej się kontrakt jako żołnierza rezerwy. – A ja chciałam już! Teraz! Postanowiłam raz jeszcze zadzwonić do albertynek. Czułam też, że to Bóg powinien wybrać, nie ja. Ja w końcu przestałam być istotna. Zadzwoniłam. Po pierwszej rozmowie wiedziałam, że to jest to! To zgromadzenie otrzymałam od Pana Boga jako nową rodzinę, jako dar i zadanie.

Albertynka Jadwiga

Jadwiga rozdała swoje rzeczy. Powiedziała też o decyzji – z odpowiednim wyprzedzeniem – swoim bliskim. – Naprawiłam błąd, który popełniłam przed wstąpieniem do wojska: rodzice mieli niemal rok, by przyzwyczaić się do myśli, że córka żołnierz będzie córką zakonnicą. Potraktowałam ich z miłością i szacunkiem, a od rodziny otrzymałam wsparcie.

Jadwiga wyleciała do Polski. Została przyjęta do Zgromadzenia Sióstr Trzeciego Zakonu Regularnego św. Franciszka z Asyżu Posługujących Ubogim, czyli do sióstr albertynek. W Polsce przeszła pełną formację. Po ślubach czasowych pracowała w Tarnowie, w domu opieki. Potem poleciała do USA na studia pielęgniarskie.

– Są one trudne, żmudne i drogie. Ale… wojsko za nie płaci – uśmiecha się s. Jadwiga. – Tak to w USA działa. Żołnierze, w szczególności ci, którzy służyli krajowi podczas trwania poważnych konfliktów zbrojnych, zazwyczaj mogą liczyć na takie podziękowanie. Skorzystałam z tego, by lepiej służyć ludziom potrzebującym. Pracuję też w Indianie, w domu opieki, wśród ludzi chorych i starszych – mówi.

W ubiegłym miesiącu s. Jadwiga przebywała w Polsce, bo 16 lipca 2022 r. w Krakowie przyjęła śluby wieczyste.

Czy życie zakonne podobne jest do… żołnierskiego? I czy habit można porównać do munduru? – Kobieta żołnierz i kobieta zakonnica zawsze wie, co na siebie włożyć – śmieje się s. Jadwiga. – Z pewnością życie w wojsku ukształtowało mnie do dojrzałości, odpowiedzialności. Polecam każdemu wszelkie służby mundurowe, to kształtuje charakter. Wojsko to nauka braterstwa, doświadczenie, że w pojedynkę niewiele można, lecz w grupie możemy prawie wszystko. W jedności jest wielka siła. Podobnie jest w zakonie: we wspólnocie działamy w jedności, nasza praca jest dużo bardziej skuteczna niż działania pojedynczej osoby.

Siostra Jadwiga przyznaje, że Bóg wychowywał ją, uczył, formował długo i cierpliwie, by w końcu mogła znaleźć się we właściwym miejscu i we właściwym czasie. – Dziękuję Mu, że po wstąpieniu do zgromadzenia nie miałam momentu zwątpienia. Jestem tu w pełni szczęśliwa – cieszy się.

Szczęśliwy jest też zapewne św. Brat Albert. Ostatecznie któż, jeśli nie założyciel albertynek, lepiej rozumie s. Jadwigę? Sam był i zdolnym artystą, i odważnym żołnierzem, a w końcu zakonnikiem. Walczył i pokonywał smoki: najpierw własne słabości, potem ludzką biedę, wykluczenie i cierpienie.•

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Quantcast